sobota, 6 sierpnia 2016

Chyba nasze najlepsze lato...

Jak zwykle ostatnio muszę Was przeprosić za tak długą przerwę. Mam ostatnio tyle pracy, że momentami doby brakuje na ogarniecie wszystkiego. Fakt wiąże się to z wyższymi zarobkami, dlatego musicie mi wybaczyć moją nieobecność. Dzisiaj trochę o wakacjach, o próbach odbudowania zaufania i o tym, jak życie wygląda, kiedy dajesz komuś kolejną szansę.




Mijały kolejne dni od naszej burzliwej rozmowy. Kolejne dni od momentu, w którym postanowiłam dać mu szansę i liczyłam na to, że to doceni. Igor ciągle szukał pracy, ale inaczej niż zwykle. Tym razem faktycznie chciał ją znaleźć. Pomagał mi w domu, sprzątał, wiele robiliśmy razem. Dużo więcej niż kiedyś. Był dla mnie dobry, ciepły i wyrozumiały jak nigdy. Trudno mi było wierzyć, że to wszystko nagle się skończyło. Ale tak było. Miałam odpały, sprawdzałam billingi telefoniczne i potrafiłam z niczego zrobić aferę. Pewnego dnia wysłałam go do sklepu, zadzwoniłam, żeby mu powiedzieć, co trzeba jeszcze dodatkowo kupić, a jego telefon był zajęty. Domyślacie się pewnie, co pomyślałam. Łzy stanęły mi w oczach i już wyobrażałam sobie chuj wie co...Po kilkunastu minutach wrócił do domu. Wszedł do kuchni, zobaczył,że mnie tam nie ma. Zajrzał do dużego pokoju, aż w końcu wszedł do sypialki. Leżałam na łóżku i gapiłam się w sufit. Położył się obok, zagadał:

- Kicia, co jest?
- Nic. Po co pytasz?!
- Widzę, że coś jest nie tak, jak było zanim wyszedłem.
- Nic się nie dzieje!
- No kurwa, nie było mnie 20 minut, wracam i masz jakieś fochy! o chuj Ci chodzi?
- Zgadnij.
- O to, że miałem zajęte? Skarbie nie możesz od razu myśleć, że to wróciło. To skończony dla mnie temat i dla Ciebie też powinien nie istnieć, Kocham Cię i proszę chociaż spróbuj być mniej podejrzliwa, bo niszczysz samą siebie.

Rozpłakałam się. Wyszłam z pokoju. Mój telefon zaczął dzwonić jak oszalały. Odebrałam. 

- Cześć Julcia! Wpadniecie do mnie jutro na obiad?
- Yyyyy... A skąd ten pomysł?
- No właśnie Igor dzwonił, że mieliście ciężki tydzień, że ciągle pracujesz i chciałby, żebyś chociaż w niedzielę trochę odpoczęła, dlatego zapytał czy zrobiłabym jutro obiad i przyjechalibyście do mnie...Chyba zależy mu,żebyś chociaż trochę odpoczęła... Dla mnie to żaden problem, dlatego bądźcie na 15.
- Yyyyy....Ok, bardzo dziękujemy za zaproszenie, do jutra.

Kurwa! Miałam wrażenie, że ktoś mi w pysk strzelił. Ja sobie wyobrażałam nie wiem co, a on zadzwonił do swojej babci,żeby zaprosiła nas na obiad, bo ja przemęczona jestem. Strasznie wstyd mi się zrobiło. Poszłam do sypialni, położyłam się obok niego i mocno przytuliłam.

- Co tam Kicia?
- Misiu, dziękuję i przepraszam za te podejrzenia. 
- Nie wiem, o czym mówisz, ale usłyszałem, że na 15 mamy być u babci, tak?
 Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął tak ciepło i szczerze, że rozbroił mnie całkowicie. Zaczęłam się śmiać, okładać go poduszkami, oczywiście on nie był mi dłużny. Wygłupialiśmy się jak dzieci, kłóciliśmy jak stare dobre małżeństwo, kochaliśmy jakby każdy kolejny raz miał być tym ostatnim. Wszystko dookoła nabierało barw. Podnosiłam się po naprawdę mocnym ciosie od człowieka, którego kochałam ponad wszystko. I wierzyłam, że wreszcie wyjdzie dla nas słońce, którego tak bardzo brakowało. Kolejne dni mijały w ciepłej, sympatycznej atmosferze. Dużo imprez ze znajomymi, bezcelowych wycieczek samochodem i wieczornych rozmów przed snem. Seks już nie był czymś odświętnym, ale codziennością. Robiłam to, na co nigdy wcześniej bym się nie zdobyła. Zrobiłam się odważna, nie bałam się nowości i czerpałam z tego korzyści, o jakich nigdy nie marzyłam. Owszem były też kłótnie, ale chyba tylko po to, żeby później godzić się na różne sposoby. Często odwiedzaliśmy Piotrka i Oliwię na ich działce poza miastem. Zrobili nawet ktoregoś weekendu imprezę, którą pamiętać będę do końca życia. Zabawa do białego rana, litry alkoholu i dobra muzyka do tańca! Takie imprezy to tylko tam! Szczerze mówiąc lato nie obfitowało w sensacje czy skandale. Było zwykłe, normalne i nie wiem, czy zainteresuje Was dzisiejszy wpis, ale nie będę ściemniać i wymyślać tylko po to, żeby było ciekawie. Wiecie czemu opisałam po krótce to lato? Żebyście wszyscy wiedzieli, że mimo tego ile skurwysyństwa mi wyrządził, to potarfił też być czułym i kochającym mężczyzną. 



Nie wracałam do tematu małolaty. Nie chciałam się zadręczać, chciałam wierzyć, że będzie lepiej, że znowu zaufam bez reszty. Zaczęliśmy coraz poważniej rozmawiać o ślubie, o dziecku. Zawsze wychodziło to od niego. Nie chciałam na nic naciskać.,Z perspektywy czasu mam mieszane uczucia jeśli o to chodzi, ale widocznie tak musiało być. Owszem wracały do mnie te wszystkie smsy, które wtedy przeczytałam, wyobraźnia działała jak szalona...Pojawiały się widoki, których nie chciałam widzieć. Sny, które dręczyły bardzo często. Obraz Igora pieprzącego te dziewuszkę powtarzał się średnio 3 nocy w tygodniu, budziłam się w środku nocy z płaczem i krzykiem. On dobrze wiedział, dlaczego tak jest. Budził się razem ze mną, przytulał, wyciszał i uspokajał. Całował w czoło, utulał do snu, nawet zasypiał przodem do drzwi od sypialni, czego bardzo nie lubił. Wszystko po to, żebym na nowo poczuła się bezpiecznie, żebym spróbowała zaufać. Odzyskiwałam powoli wiarę w człowieka, który mimo wszystko był ze mną zawsze. Wiecie, od kiedy wyprowadziłam się z domu, byłam kochaną córeczką na odległość, ale dacie wiarę, że moi rodzice przez ten cały czas byli u nas jeden raz, siostra kilka razy więcej, ale to tylko dlatego, że podrzucała nam czasem dzieci do opieki. Miałam większe oparcie w obcych mi ludziach, w Igorze i jego rodzinie. Traktowali mnie jak swoją, zawsze byli w pobliżu. Zawsze mogłam na nich liczyć. Jak byli w pobliżu to sami dzwonili i wpadali na kawę czy herbatę albo tak po prostu, żeby się z nami zobaczyć. Ciężko mi o tym mówić, ale tak było.Czułam się swobodnie i przy nich byłam tak naprawdę sobą. Dlatego też chciałam, bardzo chciałam,żeby nam się udało, chciałam jemu i sobie stworzyć dom, jakiego oboje tak do końca  nie mieliśmy. Trochę jak życiowi rozbitkowie.





Nauczyłam się, że jemu mogę o wszystkim powiedzieć. Znał mnie jak nikt inny i zawsze wiedział, kiedy trzeba mnie przytulić, a kiedy postawić mnie do pionu i krzyknąć. Owszem nie przyszło to prędko, ale w czasie, w którym najbardziej tego potrzebowałam. Wtedy byłam już pewna, że to człowiek, z którym chcę przeżyć swoje życie, z którym chcę założyć rodzinę. Miałam głęboko gdzieś, co inni o tym powiedzą. Byłam naprawę szczęśliwa i zakochana jak nastolatka. Pewnie trochę zbyt naiwnie, ale wtedy jeszcze tak tego nie odbierałam. Żyłam sobie w tym sielankowym świecie, bo do kurwy nędzy byłam naprawdę szczęśliwa i nigdy nie przypuszczałam, że może się to spierdolić. Nie przeszkadzało mi nic. Dosłownie. Wyjścia z kolegami, treningi czy cokolwiek innego było dla mnie normą. Zaufałam. Znowu. Bo widziałam, że na to zasłużył. Swoim zachowaniem wobec mnie i ciągłym staraniem się, żeby mnie uszczęśliwić. Doceniałam go, choć dla wielu dookoła był nadal chujem, który mnie zdradził i oszukał. Nie patrzyłam na to. Bo zawsze tłumaczyłam sobie,że nikt za mnie życia nie przeżyje i to ja będę wyciągać wnioski z popełnionych błędów. Nauczyłam się, że chcąc mieć miękkie serce trzeba mieć twardą dupę i wiedziałam, że za swoją dobrą naiwność będę słono płacić. Płacę do dzisiaj. Obiecałam sobie, że  nigdy nikt nie będzie podejmował za mnie decyzji, nieważne czy miałyby dotyczyć niedzielnego obiadu czy tego z kim mam mieszkać i  żyć. Kiedy właśnie wszystko zaczynało się układać, Igor znalazł nową pracę i byliśmy zdecydowani na rozmowę z rodzicami na temat ślubu i wesela, cień na tym wszystkim położyła choroba Taty. Postanowiliśmy to odłożyć. To on wtedy przy mnie był, on jeździł z rodzicami do szpitala, on na mnie wrzeszczał, jak zaczynałam histeryzować na temat Taty. Wspierał mnie, jak umiał najlepiej. Cieszyłam się,że jest obok. Jak skała, na której mogę się oprzeć, Tyle tylko, że był dużo cieplejszy i dawał mi niesamowitą siłę do przetrwania tego wszystkiego. Nie był taką czarną owcą, za jaką uchodził. Kochał mnie tak, jak umiał, może czasem nieudolnie, może nie jak książę z bajki, ale dawał mi to. czego potrzebowałam najbardziej. Obecność. Uwagę. Cierpliwość. Wysłuchiwał nawet w środku nocy. Dlatego zyskiwał z dnia na dzień w moich oczach.  Nie wyobrażałam sobie, jakbym bez niego funkcjonowała. Nie spodziewałam się, co mnie za chwilę spotka i jakie piekło mi mój ukochany gotuje...



Jak to mówią nowa praca, nowe możliwości, dla mnie jego nowa praca odbiła się czkawką, mało powiedziane, rzygałam tym wszystkim, co zaczęło się z nią wiązać...i pomyśleć kurwa, że świat naprawdę jest mały. Nawet nie wiecie jak bardzo...

CDN 

Pozdrawiam

PRM :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz