poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Historia zaczęła zataczać koło...

Moi Drodzy, wiem, że ostatnio rzadziej tu zaglądam, ale czas upływa nieubłaganie, a ja zostałam ze wszystkim sama i czasem ciężko mi pogodzić wszystko ze sobą. Może dla Was to nie jest wystarczające usprawiedliwienie, ale lepszego nie mam. Praca pochłania prawie cały mój dzień, z jednej strony to dobre, bo nie myślę, ale z drugiej nie mam na nic innego czasu.
Pewnie interesuje Was również, jak radzę sobie z całą tą sytuacją, w której się znalazłam. Powiem krótko i na temat: NIE RADZĘ SOBIE. I pewnie długo nie będę, mocno się staram i gdyby 10 lat temu ktoś mi powiedział, że można tak mocno kogoś pokochać, to pewnie bym go śmiechem zabiła. Gdyby mi ktoś powiedział, że ktoś mnie tak mocno zrani, to pewnie powiedziałabym, że sobie na to nie pozwolę. Gdyby ktoś powiedział mi, że ktoś będzie mnie w ten sposób oszukiwał, to pewnie bym się w głowę popukała. Teraz właśnie wszystkie te absurdalne argumenty nabierają dla mnie znaczenia. Teraz dopiero widzę, jak bardzo się zmieniłam. Jak zmienił mnie Igor i cała nasza relacja.
Nadal jestem ufna, po prostu naiwna. Nadal się uśmiecham, ale tylko po to, żeby ukryć to, co dzieje się ze mną w środku. Nadal mam w sobie siłę, bo w innym wypadku już pewnie odkręciłabym gaz albo nałykała się jakiegoś gówna.I najważniejsze. Mam przy sobie ludzi, którzy nie pozwolą mi pójść na dno, nawet  jak bardzo bym chciała. Wysłuchują jak Majka ( moja przyjaciółka od czasów liceum), spacerują ze mną po parku jak Kaja, pomagają w pracy jak Gosia i Magda, przyjmują w swojej pracy jak Iga, opierdalają, ale tak w dobrej wierze jak Oliwia. Dziewczyny, wiem, że czasem Was zawodzę, ale bez Was i Waszego wsparcia naprawdę byłabym w jeszcze większej czarnej dupie niż jestem.




Dzisiaj opowiem Wam, co działo się, jak Igor poszedł do nowej pracy i dlaczego ta praca tak wiele zmieniła w naszym życiu. Strasznie się cieszyliśmy, że wreszcie się udało, że dostał fajną, ale wymagającą w jakiś sposób pracę. Zapowiadało się miło i sympatycznie, a skończyło jak zawsze. Niby praca jak każda inna. Kierowca w medycznej firmie transportowej. Godziny pracy co prawda trochę kosmiczne momentami, rozwalone całe dnie, ale doszliśmy do wniosku, że trzeba korzystać z tego, co jest i cieszyć się tym, że wreszcie uda nam się stanąć na nogi. Razem z nim wstawałam w środku nocy, żeby zrobić mu herbatę i zapalić papierosa, a później kładłam się znowu spać i podświadomie czekałam aż skoro świt wróci do domu na przerwę i położy się obok. Wiedziałam, że jak zrzucę z siebie kołdrę, to on za chwilę przyjdzie i mnie okryje, przytuli do siebie, pocałuje w głowę. Zawsze tak było. Aż pewnego dnia podczas obiadu zaczął rozmowę:

- Kicia...muszę Ci o czymś powiedzieć. Będę jeździł po naszym mieście i okolicznych wsiach. 
- Mówiłeś mi, przecież wiem.
- Kicia, ale jest coś jeszcze. Na mojej trasie jest wieś, w której mieszka...no wiesz kto...zostawiam tam pacjenta i mam przerwę prawie 3 godziny...
- Słucham???????
- Ale nic się nie denerwuj, to niczego nie zmienia.

Wtedy bardzo chciałam w to wierzyć. Ufałam i nie chciałam myśleć, że byłby w stanie popełnić ten sam błąd i znowu mnie oszukać. Kurwa nawet sobie nie wyobrażacie, jakie to wszystko było dla mnie oczywiste, nawet nie wyobrażacie sobie, jak długo walczyłam sama ze sobą, żeby zagłuszyć w sobie jakieś sygnały, ostrzeżenia itp.
 Wierzyłam, że podczas przerwy śpi, żeby się zregenerować, bo przecież woził ludzi, wstawał w środku nocy i nie miał kiedy tak porządnie się wyspać. Może byłam na tyle naiwna, a może po prostu chciałam taka być. Znowu uwierzyłam, znowu zaufałam, znowu broniłam, znowu tłumaczyłam, znowu znowu znowu!!!! Wakacje zbliżały się ku końcowi, postanowiliśmy wraz ze znajomymi jechać na taką jednodniową wycieczkę. Zapowiadało się fajnie, pogoda dopisywała, humory też. Jednak coś mnie dręczyło, coś nie dawało mi spokoju, a z każdą następną godziną Igor zachowywał się coraz dziwniej. Był jakiś taki nieobecny, rozdrażniony. Po powrocie do domu zapytał mnie czy może wyjść z chłopakami. Pozwoliłam. Wiedziałam, że długo go nie będzie. Wtedy coś mnie tknęło.
Weszłam na jeden z portali społecznościowych i zaczęłam przeglądać jej profil. Zdjęcia, opisy, hashtagi...i znowu dostałam w pysk, znowu do mnie dotarło, że to wszystko dzieje się od nowa. Było późno, usiadłam w salonie i włączyłam TV, a tu jak na złość "Gwiazd naszych wina"...No i się kurwa skumulowało. Wyłam jak opętana, aż się zanosiłam. W pewnym momencie domofon: Igor i Denis. Igor przyszedł po pieniądze, które wcześniej zostawił w domu. Jak mnie zobaczyli, to oczywiście pytali co się dzieje, chyba się trochę przestraszyli. Oczywiście całą winę za swój wygląd i nastrój zrzuciłam na film. Jednak widziałam, że Igor nie do końca mi wierzy. Złapał mnie za rękę, zaciągnął do sypialni i wprost zapytał, co się dzieje. Powiedziałam mu o swoich podejrzeniach, strachu i wszystkich innych wątpliwościach. Oczywiście mocno mnie przytulił, zapewnił, że owszem mijał ją kilka razy, ale nic poza tym. Jednak już wtedy nie uwierzyłam. Wątpliwości były silniejsze, miały twardsze podłoże, a ja cały czas w głowie miałam wydarzenia sprzed kilku miesięcy.




Postanowiłam do niej napisać. Grzecznie. Próbowałam. Nie spałam całą noc, Igor przyszedł nad ranem z chłopakami. Poprosiłam do salonu jego i Denisa i zaczęłam zadawać trudne pytania. Denis w szoku, on w jeszcze większym. Że znowu wiem, że znowu intuicja pomogła. Usłyszał od  kolegi kilka przykrych słów. Kolega zapytał go czy mnie kocha, bez wahania powiedział, że tak, że bardzo, że jestem kobietą jego życia. Denis poprosił mnie, żebym się uspokoiła, a jemu powiedział, żeby nie nadwyrężał mojego zaufania, nie ranił mnie i nie ściągał na siebie kłopotów. Wydawało się, że rozumie, że jest świadom tych wszystkich słów. Właśnie wydawało się. Przed pójściem spać tego ranka napisałam do niej, bo chciałam się upewnić. W odpowiedzi usłyszałam, że jak zawsze jestem naiwna, ale przecież w żadne w jej słowa nie uwierzę. Poprosiłam o jakieś dowody, nie ufałam jej, była dla mnie popsuta. W międzyczasie Igor do mnie zaglądał, przytulał, zapewniał o swojej wierności, ale widziałam, że jest strasznie zdenerwowany i miota się jak dziecko we mgle. Nie dawało mi to spokoju. Powiedziałam mu, że ona ma mi coś wysłać, prosił, błagał, żebym tego nie czytała, że to spreparowane na pewno, że ona zrobi wszystko, żeby się zemścić...Dostałam screeny z jego wiadomości do niej. No i doznałam szoku. Poczytałam sobie jak to  ją kocha jak szalony, jak tęskni, jak nie może się doczekać kolejnych spotkań itd...No i kurwa wróciło! Znowu...Postanowiłam porozmawiać o tym z Łucją (to moja sąsiadka jeszcze z czasów mieszkania z rodzicami). Zawsze mi pomagała, w ciężkich chwilach była przy mnie i wiele  mi tłumaczyła. Była w takim samym szoku jak ja, kiedy jej to przeczytałam. Aczkolwiek miała wątpliwości czy małolata mówi prawdę, bo widoczne były tylko jego wiadomości, jej były wymazane... To dawało mi nadzieję, że może to trochę wyrwane z kontekstu, taką też wersję podtrzymywał Igor. Był przestraszony, ale jednocześnie pewien, że mu wierzę.






Zachowywał się normalnie, jak przez cały ostatni okres. Był czuły, troskliwy i ciepły jak zawsze. Nie odczuwałam w jego zachowaniu większych zmian. Miałam jednak pierdolca. Jak dzwoniłam i było zajęte, to robiłam awantury, jak nie odbierał, robiłam awantury, jak się spóźniał, robiłam awantury. Kurwa zaczynałam popadać w paranoję, ale nie panowałam nad tym. Nie chciałam o tym nikomu mówić, bo wiedziałam, co będzie się wtedy działo. Wmawiałam sama sobie, że on może i się z nią widuje, ale na pewno do niczego nie dochodzi, na pewno postawił jej twarde granice i odebrał nadzieje na cokolwiek. Wiadomości ze screenami traktowałam jako faktycznie wyrwane z kontekstu. Kurwa ja znowu zaczynałam śledzić, myśleć, wmawiać sobie, że tym razem jest inaczej, że mnie kocha. Kiedy zaczął mnie zabierać ze sobą do pracy, pokazywać mi różne jej aspekty, to moja czujność szła spać. Zabierał mnie ze sobą, spędzaliśmy razem dzień, poznawał mnie ze swoimi pacjentami, przedstawiał jako swoją narzeczoną, więc nabierałam pewności o jego uczciwości i wierności. 
Uwierzcie mi, że to co miało za chwilę nadejść nie zmieściłoby mi się w głowie nigdy. Jego zachowanie, traktowanie mnie, nie dawało mi powodów do zmartwień. Nie wiem czy był tak pewny siebie czy może wyrachowany. Pewnie nigdy się tego nie dowiem. Nie narzekałam na niego, kiedy był obok. Znowu zaczęły się rozmowy o dziecku, ślubie i innych ważnych sprawach. W łóżku było fajnie, jakoś tak odważniej, ale zaczęło się ze mną dziać coś dziwnego. Zwykle po wszystkim zaczynałam płakać i to było silniejsze ode mnie. Nie panowałam nad tym. Igor się denerwował, ale doskonale wiedział, dlaczego tak się dzieje. Najlepsze było to, że mogłam mieć świetny humor, mogłam czuć się jak w niebie, a nagle zaczynałam się trząść jak galareta i łzy jak grochy spływały po policzkach. Wtedy mnie przytulał, całował, starał się uspokoić, wiedział, co się dzieje, wiedział, jakie są tego przyczyny lepiej niż ja. Zwykle taki stan trwał kilka minut i zasypiałam jak dziecko w niego wtulona...Z perspektywy czasu zastanawiam się, dlaczego skoro wiedział, jakie są przyczyny mojego stanu, przyglądał się temu, dlaczego się nie opamiętał...On się bawił coraz lepiej, a ze mnie robił się wrak człowieka...z dnia na dzień mniej zadbana, ciągle smutna, ciągle z pretensjami czy podejrzeniami...a ona to wykorzystywała...i on też. Pogrążałam się z dnia na dzień, w pewnym momencie powiedział, że zaczynam popadać w paranoję, żebym zastanowiła się nad sobą, bo to co się ostatnio ze mną dzieje jest ponad jego siły i muszę się ogarnąć i stanąć na nogi...Nie widział w sobie winy albo nie chciał jej widzieć...A najgorsze miało dopiero nadejść. Pierdolona jesień...CDN. PRM.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz