sobota, 10 września 2016

Wiara w kłamstwo. Wiara w niego. Utrata kontroli nad samą sobą.

Dziś nie będzie wstępu, nie będzie przeprosin za długie oczekiwanie na post, bo przecież wiecie,że mam sporo pracy i nie muszę ciągle Wam o tym pisać. No dobra może będzie krótki wstęp. Czasem, nawet kiedy mam chwilę wolną, a nie mam natchnienia na pisanie, wolę nie pisać. Wiecie dlaczego?! A no dlatego,żeby nie popsuć tego, co stworzyłam do tej pory. Blog jest dla mnie odskocznią, wyładowaniem. Praktycznie zawsze płaczę, kiedy coś nowego piszę, Przypomina mi się to wszystko, ale wreszcie mogę dać temu upust i jest mi lżej. Zrobiłam się bardzo obojętna na wiele spraw. Wiem, że nie powinnam. Ale to właśnie Ty mnie tego nauczyłeś, olewania, kompletnego braku empatii... Jak przypomnę sobie o tym, jak mówiłam Ci, że coś się ze mną dzieje, że boję się sama siebie i tego co się zaczęło ze mną dziać, to powtarzałeś, że jestem pojebana, że mam schizy, że to obsesja, że nic na to nie poradzisz...A wystarczyło kurwa przestać! Przestać mnie okłamywać, zdradzać i obiecywać ślub, rodzinę i to że wszystko się ułoży, że stworzymy szczęśliwą rodzinę! Kurwa, jak mogłeś?! Bawiłeś się mną, jak jakąś szmacianą zabawką, nie byłam drogą Barbie, tylko jakąś kukłą, marionetką w Twoich rękach! Wierzyłam, chciałam ufać, bo zapewniałeś,że jestem kobietą Twojego życia, a ja idiotka mimo tysiąca wątpliwości, które siłą odpędzałam, chciałam wierzyć w to wszystko...







Wiecie, jaką miałam jesień? Nie? To Wam opowiem. Codziennie, kiedy wychodził do pracy zastanawiałam się, czy będzie się z nią widział czy nie, co z nią robi, jak wyglądają ich spotkania. Kiedy bywały momenty, że wybuchałam płaczem przy nim i mówiłam, że czuję, że coś jest nie tak, to słyszałam, że on jasno wyznaczył granice ich znajomości, że to tylko koleżeństwo. Mówił, że jest świadomy tego, że może ona coś do niego czuje, ale nigdy już nie zrobiłby mi tego, co zrobił wiosną. Wstawałam razem z nim w środku nocy, żeby zrobić mu herbatę i chwilę pogadać przed jego wyjściem do pracy. Jak zostawałam na cały dzień sama, to często siadałam w pokoju w zupełnej ciszy i przez 2-3 godziny potrafiłam gapić się w ściany, w piżamie czasami bez. Nic nie sprawiało mi radości, a każdy kolejny dzień był koniecznością. Jedyne, co jeszcze jako tako trzymało mnie w ryzach, to fakt, że miałam świadomość tego, że muszę zrobić obiad, pranie itp. Pewnie gdybym wtedy mieszkała sama, to bym nie jadła, nie piła, miałabym po całości wyjebane. Nie raz nie dwa jak Igor jadł obiad i pytał czemu nie jem, to mówiłam,że już jadłam, bo byłam bardzo głodna, a tak naprawdę potrafiłam nie jeść całe dnie, bo nie odczuwałam takiej potrzeby. Otwierałam rano oczy i zastanawiałam się po co... Jak wracał z pracy i czasem pytał co mi znowu jest oczywiście z wyrzutem, jak odpowiadałam, że może po prostu jestem zmęczona, bo nie chciałam znowu robić awantur i się kłócić o małolatę, to słyszałam:

- Czym Ty kurwa możesz być zmęczona?! Cały dzień w domu siedzisz!
No tak samo się pierze, gotuje itp. Dobijał mnie strasznie i chyba nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.Wtedy też była przy mnie Łucja. Nigdy tu o niej nie wspominałam, bo jakoś nie było okazji. Łucja to ktoś, kto zna mnie od dziecka, jest ode mnie trochę starsza, ale na pewno bardziej doświadczona i jeśli mam być szczera, to rzadko kiedy myliła się co do Igora. Wystarczyła  wymiana kilku niby zwykłych smsów, a wiedziała, że coś się ze mną dzieje, wtedy przychodziła, Kurwy, chuje itp latały po całym domu, wyzwiska na Igora, wszystko co pomyślała, mówiła, tak wprost bez ogródek. Powtarzała, że powinnam go wywalić z domu, żebym się zastanowiła, czy takiego życia chcę dla siebie, bo on się nie zmieni. Powiedział jej kiedyś, że wie, że nieważne co i z kim zrobi, to ja i tak nie wyciągnę z tego konsekwencji. W tamtym okresie czasu miał oczywiście rację. Łucja wpajała mi wtedy do głowy, żebym o siebie zadbała. Makijaż, zadbane włosy, żeby wróciła do mnie energia, którą zawsze w sobie miałam i zarażałam nią wszystkich dookoła... Tłumaczyła mi, że to wtedy on zacznie się zastanawiać, co się takiego stało, że tryskam humorem, wychodzę z koleżankami, dbam o siebie jak nigdy. Chciała, żebym dała mu do myślenia, że ja też mogę się komuś podobać i ktoś może o mnie dbać, skoro on nie umie i ma ciekawsze sprawy do załatwienia jak np. wyjścia w sobotnie wieczory tak na godzinę czy dwie, wiecie po co? Po to żeby jechać pod budynek podmiejskiej dyskoteki, wyciągnąć ją stamtąd i poruchać w najbliższych krzakach. Czasem się zastanawiam czy on się od niej uzależnił czy może naprawdę ją kochał, a może bawił się tak samo jak mną...Na to pytanie odpowiedź zna tylko on. Jedno jest pewne, swoje zdenerwowanie na mnie czy jakiekolwiek kłótnie usprawiedliwiał tym, że wiecznie jestem niezadowolona, przestałam się uśmiechać, kiedyś byłam inna itd...Ale nie wziął pod uwagę, że sam spowodował we mnie tę zmianę. Nawet chyba przez ułamek sekundy nie pomyślał, że on stoi za zmianami mojego zachowania albo po prostu nie chciał o tym myśleć...







Nie pamiętam dokładnie co i kiedy się stało, że faktycznie zaczęłam zachowywać się tak, jak radziła Łucja. I właśnie wtedy zobaczyłam, że to działa. Zaczął się inaczej wobec mnie zachowywać, zaczął się upominać o moje telefony czy smsy, ale oczywiście nadal robił mnie w balona, tylko chyba bał się, że mogę mu się wymknąć, Wtedy raczej nie było takiej możliwości. Byłam za bardzo w niego zapatrzona. Zakochana. Teraz też bardzo go kocham, ale wreszcie dla swojego własnego dobra nie zgodziłabym się na takie traktowanie, nie pozwoliłabym, żeby okręcił mnie sobie wokół palca powtórnie. Jesień to huśtawka. Raz lepiej innym razem do chrzanu. I u mnie tak było z przewagą tych pochrzanionych dni. Wiecie, że wtedy wolałam, żeby wyszedł z chłopakami nawet, jak miał iść, jak to oni mówili, latać?! Bo przynajmniej wiedziałam, że jak jest z nimi, to jej nie ma w pobliżu, że mnie nie zdradza. Wolałam spędzić wieczór samotnie, jeśli wiedziałam, że jest z nimi. Jemu też należał się odpoczynek, a z drugiej strony, mam wrażenie, że on wiedział i czuł skąd te moje nastroje, huśtawki, kłótnie i wieczne niezadowolenie. Ale chyba bał się wziąć na siebie odpowiedzialności za to wszystko. Koledzy to azyl, koledzy to odskocznia. Lubiłam, jak przychodził z nimi nawet w środku nocy, poprawiali mi nastrój, wnosili coś nowego i innego do domu. Na chwilę zapominałam o tym całym rozpierdolu, jaki fundował mi każdego dnia. Pewnie myślicie sobie teraz, że oni o wszystkim wiedzieli i go kryli. Otóż nie. I mówię to z pełnym przekonaniem o swojej racji i świadomością, że faktycznie tak było. Nie tolerowaliby jego gry na dwa fronty, nie po tym co stało się wiosną. Nawet Judasz nie tolerował małolaty, więc i przy nim Igor nie odpierdolił żadnej szopy. Niejednokrotnie z nim rozmawiałam i mówiłam o swoich obawach - zawsze wtedy powtarzał, żebym wyjebała Igora z domu, że musi dostać zimny prysznic na łeb i się otrząśnie. Wtedy był wobec mnie w porządku, wspierał, jak umiał, choć czasem nieporadnie, ale się starał. Doceniałam i ufałam. O mojej sytuacji wiedzieli nieliczni, nawet Oliwii zbyt wiele wtedy nie mówiłam, bo wiedziałam, jaka będzie jej reakcja, a ja nie miałam siły, żeby rozpierdalać to wszystko na niedługo przed świętami, nie chciałam. 




Najlepsze jest to, że jak wychodziliśmy gdzieś razem i spotykaliśmy kogoś znajomego, to zawsze słyszeliśmy same pozytywy, jak to widać, że jesteśmy szczęśliwi, że fajnie, że po takim czasie nadal patrzymy na siebie w ten szczególny sposób. Wielu znajomych powtarzało mi, że on taki we mnie zakochany, że często o mnie mówi, że same dobre rzeczy, że nigdy nikogo tak nie kochał, jak mnie...Miło się tego słuchało, ale od wewnątrz czułam, jak mnie wszystko rozpierdala, bo w takich właśnie momentach miałam ochotę wykrzyczeć:

SKORO MNIE TAK KOCHA, TO DLACZEGO KURWA JEGO MAĆ CIĄGLE MNIE ZDRADZA I OSZUKUJE?! CZY JEGO MIŁOŚĆ JEST TAK NIEWINNA I CZYSTA, ŻEBY MNIE ROBIĆ W CHUJA NA KAŻDYM MOŻLIWYM KROKU?!

Zawsze w takich sytuacjach brałam głęboki oddech, uśmiechałam się i mówiłam:

- Strasznie fajnie słyszeć tyle miłych słów na swój temat i fajnie wiedzieć, że mam takiego mężczyznę przy sobie. Dziękuję. 

Uśmiechałam się i odchodziłam. A w głębi pytałam sama siebie:

- Co Ty pierdolisz?! Chyba zaczynasz wierzyć w te brednie, żeby zapomnieć o jego chujowym zachowaniu albo żeby po raz kolejny go usprawiedliwić. 

Pogadałam tak trochę sama ze sobą i wracałam do rzeczywistości. Szybko się ogarniałam, bo wiedziałam, że nie mogę pozwolić, żeby ktoś przeze mnie płakał tak jak ja płakałam przez niego. Uśmiech wracał na twarz, poprawiałam koronę i zasuwałam dalej. Nie mogę powiedzieć, że każdy wieczór spędzałam sama czy że kompletnie się mijaliśmy. Nie, tak nie było. Oglądaliśmy razem filmy, wychodziliśmy do znajomych i rodziny, w łóżku bywało różnie, ale z drugiej strony, czego mogłam się spodziewać, skoro nie tylko ja zaspokajałam jego potrzeby. Eh, kiedy o tym myślę i myślałam wtedy, czułam wstręt, ale do samej siebie...i wtedy właśnie wracały dni wypełnione jedynie siedzeniem i gapieniem się w ścianę. To było jak błędne koło. Tylko nadchodzące święta jakoś mnie trzymały, ale nie ogarnęła mnie żadna świąteczna gorączka, z jednej strony spowodowana brakiem pieniędzy, gorszym okresem w pracy trwającym już jakiś czas oraz jej zdjęciami w sieci, które widziałam. Kopiowała moje opisy, kwitła na tych fotkach, mnie niszczyło to bardzo, ale z drugiej strony byłam pewna tego, że jestem w stanie o niego walczyć, że nie pozwolę jej do końca zniszczyć mi życia, bo przecież czasem o niej opowiadał i o jej "chęci na niego". Podczas wspólnych zakupów z jego mamą i babcią powiedziałam, że nie wiem, czy przyjdę w święta, że nie mam ochoty robić dobrej miny do złej gry i opowiedziałam im o swoich przypuszczeniach. Wysłuchały, przytuliły, nawet chciały jakoś pomóc, ale ja nie chciałam. Nie chciałam, żeby się dowiedział, że się skarżę. W połowie grudnia oznajmił mi,że widział się z nią po raz ostatni i zakończył tę znajomość, bo ona chciała czegoś więcej, a on nie może jej niczego obiecać. Uwierzyłam, ucieszyłam się i w jakiś sposób uspokoiłam, mimo że wiedziałam, że nie do końca tak było. Tamtego dnia pojechał do swojej Babci i oznajmił jej, że chyba się zakochał i zastanawia nad odejściem ode mnie, ale potrzebuje jej pomocy itd, a babcia powiedziała mu, żeby się mocno puknął w głowę i i zastanowił nad sobą, nie wiem czy powiedziała mu też o tym, co ja mówiłam, ale sądząc po jego późniejszym zachowaniu wobec mnie mogła mu coś wspomnieć. Później spotkał się z małolatą, następnie przyjechał po mnie na osiedle i po powrocie do domu, usiadł wraz ze mną na podłodze, mocno mnie przytulił, przyznał do spotkania z nią i powiedział, że znajomość skończona. Popłakałam się, Po prostu. Nie muszę chyba mówić co i skąd mi spadło. Znowu była dla mnie do rany przyłóż, starał się, troszczył. Chwilowo. Na dziś to tyle. Pozdrawiam. PRM :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz