Po sklepach biegałam z niedoszłą teściową oraz babcią Igora,żeby ogarnąć prezenty. Sporo tego było. Wiecie, najbardziej cieszyliśmy się, że nie musimy się już rozdzielać na Wigilię. Babci udało się przekonać ich najbliższą rodzinę mieszkającą na stałe w innym mieście na przyjazd do jej domu i spędzenie świąt tutaj. Strasznie się cieszyliśmy wszyscy. Mimo tego, że znałam, dobrze znałam wszystkich, którzy mieli przyjechać w Boże Narodzenie, to miałam niesamowitą tremę przed tym spotkaniem. Wiecie, co mnie bolało? Że tym razem z kasą było źle i nie mogliśmy kupić wszystkim prezentów, takich jakbyśmy chcieli. Musiałam dokładnie wszystko przeliczyć,żeby starczyło na upominki i zakupy spożywcze. Nie było łatwo. Ale jakoś dałam radę. Powiem Wam szczerze, że chyba po raz pierwszy płakałam przy pakowaniu, bo nie mogłam sobie darować, że coś zaczęło się psuć, że w sumie po raz pierwszy tak naprawdę zabrakło mi pieniędzy, ale nie na własne zachcianki, tylko żeby sprawić przyjemność Naszym najbliższym. Wiem, że dla nich nie było to tak ważne i nie zwracali na to uwagi, ale mnie było niesamowicie głupio, choć starałam się tego nie okazywać. Wtedy jednak pomyślałam o ludziach, którzy są całkiem sami w święta i nie mają nic. A my mieliśmy naprawdę wiele.
Wiecie, jak na dzień przed Wigilią zabrałam się za mycie okien i sprzątanie ogólne, włączyłam sobie listę ze świątecznymi przebojami i ogarnął mnie ten niezwykły świąteczny nastrój. Sprzątanie zajęło pół dnia, ubrałam choinkę, zrobiłam dekoracje i poczułam,że jestem szczęśliwa. Zapomniałam wtedy o o wszystkich brakach i o problemach, krzątałam się po domu, szykowałam do wyjścia do niedoszłej teściowej, na ostatnie zakupy i wieczorne spotkanie z Majką, bo miała tego dnia urodziny i zgodziła się ufarbować mi włosy,żebym i ja czuła się piękna w tym szczególnym czasie. Byłam w ciągłym kontakcie z moim ukochanym, który cieszył się razem ze mną. Owszem nie obyło się bez kłótni tego dnia. Dlaczego? Ano jak już skończyłam pomagać w domu rodziców Igora przy pierogach i pakowaniu prezentów i mama Igora odwiozła mnie z tabunem zakupów do domu, to zastałam tam Igora i jego 3 kolegów. Zero kurwa miejsca w kuchni i dojścia do lodówki. Fakt, nie wytrzymałam, byłam chamska i nie używałam słów typu: proszę, dziękuję i przepraszam, ale uwierzcie mi, była godzina 20, a ja miałam jeszcze sporo pracy przed sobą, a on nie pomyślał o tym, że mógłby w czymś pomóc, tylko zaprosił sobie kolegów, a widząc moje nastawienie, postanowił wraz z nimi po prostu wyjść z domu. Jedyne co dla mnie zrobił tego wieczoru, to zawiózł mnie do Majki, żebym nie musiała jechać MZKa. Dla niej to też był dość smutny wieczór, bo uciekł im piesek, którego kilka dni wcześniej przygarnęli. Rozwieszali plakaty, szukali, nawet wysłałam Igorowi zdjęcie psiaka,żeby rozejrzeli się z chłopakami. Kiedy już zjadłam urodzinowy tort i tonę innych słodyczy, zabrałyśmy się za farbowanie włosów. Nie muszę Wam mówić, że trochę to wszystko trwało. Do domu Majka odwiozła mnie dobrze po 1 w nocy. Igor nie miał pretensji, bo lubił, jak o siebie dbałam, więc chyba tylko dlatego nie dzwonił co 15 minut i nie pytał za ile wrócę do domu. Położył się spać, bo w wigilię zaczynał pracę o 3 nad ranem. Oczywiście wstałam razem z nim i nawet napiłam się wtedy herbaty, jak nigdy. Ucałował mnie przed wyjściem, utulił kołdrą i obiecał, że niebawem wróci. Kiedy wrócił, ja wstałam, pobiegłam na bazarek po warzywa i wędlinę, chciałam, żeby wszystko było jak najbardziej świeże. Kupiłam też ser i pieczywo, bo to w domu musiało być zawsze, Igor nie przepadał za wędliną, od zawsze jest serożercą. Jeszcze pakowanie ostatnich prezentów, prasowanie ubrań na wigilię i ogarnięcie samej siebie. Igor przyjechał po mnie w przerwie, którą zwykle spędzał z małolatą, zawiózł mnie do domu mojej siostry, bo tam mieliśmy pierwszą z dwóch naszych kolacji wigilijnych, posiedział chwilę i wrócił do pracy. Siostra ma dwóch synów, dzieciaki są niesamowitą pociechą dla nas wszystkich. Usiedliśmy chwilę po 17.00 do kolacji, bo dzieci z niecierpliwością czekały na Mikołaja, Igor przyjechał jakieś pół godziny później, szybko się ogarnął, przebrał i usiadł z nami do stołu. Uwielbiał chłopaków, byli jego oczkiem w głowie. U mojej siostry zostaliśmy do mniej więcej 19.20 i trzeba było jechać do rodziców Igora, bo przecież on jeszcze po 21 wracał do pracy. Po drodze zrobiliśmy im żart, że niestety nie uda nam się przyjechać i narobiliśmy tym sporego zamieszania, ale wszystko dobrze się skończyło.
Było świetnie! Rodzinnie, ciepło i mega mega swobodnie. Uwielbiam atmosferę, która tam panuje. Czułam się z nimi zawsze tak normalnie, jak z najprawdziwszą i najlepszą rodziną. Tym razem też tak było. I nawet te nasze drobiazgi dla każdego, sprawiły im radość. Fajnie było tam wejść i usłyszeć, że na nas czekali z prezentami. :) Kiedy Igor pojechał do pracy, ja tam zostałam, naprawdę czułam się tam doskonale. Z każdym miałam dobry kontakt i czułam, że jestem tam akceptowana, a zawsze było to dla mnie ważne. Kiedy już Igor wrócił i postanowiliśmy jechać do domu, zabraliśmy ze sobą na coroczną domową pasterkę Tomka, jego młodszego brata i oczywiście tonę jedzenia od teściów. Mnie czekało jeszcze robienie 3Bita, którego bardzo lubią kuzyn i kuzynka Igora, z którymi mieliśmy się spotkać w Boże Narodzenie u babci. Fajne dzieciaki i lubiłam sprawiać im takie małe przyjemności. Zatem z ciastem zeszło do 4 rano, chłopców pogoniłam do spania i sama położyłam się obok Igora. Zasnęliśmy jak dzieci, bardzo szybko, oboje potrzebowaliśmy snu. O ile ja musiałam wstać o 7, bo jeszcze miałam sałatkę do zrobienia, to panowie mogli spać do bólu. Od 10 zaczęły się telefony babci, która chyba miała delikatnego stresa, no i próby budzenia chłopaków, które raczej do niczego nie prowadziły. Chciałam, żeby wstali i pierwsi skorzystali z łazienki w czasie, kiedy ja jeszcze byłam zajęta czymś innym,ale oni byli innego zdania. W pierwszej wersji mieliśmy być u babci ok 12.30, ale gdzieś ok 12 doszedł do mnie taki oto dialog:
Igor: Ej! Tomek napisz do Młodego, niech da znać, jak będą wyjeżdżać, to wtedy wstaniemy i zaczniemy się ogarniać!
Tomek: Też miałem to zaproponować, nie ma co się śpieszyć!
Nie powiem, bo zarówno moja cierpliwość jak i babci też dobiegała końca. Uznałam jednak, że nie będę się stresować w tym szczególnym dniu. No i małe zgrzyty zaczęły się, jak weszłam do łazienki i rozpoczęłam walkę sama ze sobą, żeby doprowadzić się do stanu użytku i wyjątkowego wyglądu. Tak! Miałam taki zamiar! I tu zaczęły się schody! Bo nagle dobiegł mnie dźwięk nadchodzącego do Igora lub Tomka smsa o tym, że Rodzinka jest w drodze do naszego miasta. I zaczęło się:
-Kicia! No szybciej! Nie możesz włosów suszyć w pokoju?! Kicia no wyjdź już, bo my musimy się wykąpać! Kicia! Kicia! Kicia! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!
Policzyłam do 10, wzięłam milion oddechów i ze stoickim spokojem pozwoliłam się przestawiać z kąta w kąt. Eh czego się nie robi dla dobrej atmosfery! Aż w pewnym momencie chyba sił mi zabrakło. Usiadłam i kompletnie odechciało mi się iść gdziekolwiek. Nie wiem czy strach czy stres czy cokolwiek innego, ale byłam bliska płaczu. Jednak chłopaki sprowadzili mnie na ziemię i już po 14 wszyscy byliśmy gotowi do wyjścia. Zabraliśmy prawie wszystko, co mieliśmy wziąć, bo jak okazało się u babci zapomnieliśmy przywieźć krzeseł! Ale daliśmy radę bez. Było MEGA! Zabawnie, rodzinnie, momentami wzruszająco. Czułam się jakbym spędzała od lat z nimi święta, żadnej bariery, jakiejś sztuczności czy czegokolwiek innego negatywnego! Naprawdę zapomniałam o wszystkich troskach i problemach. Dostałam świetny prezent, którego totalnie się nie spodziewałam i naprawdę czułam się członkiem tej RODZINY. Tak serio, bez żadnej przesady stwierdzam, że to były NAJLEPSZE święta, jakie obchodziłam kiedykolwiek! Fajne było jak nazywał mnie przy wszystkich swoją Żoną, całował i przytulał. Czułam, że naprawdę mnie kocha i wszyscy dookoła chyba też to akceptowali. Minął stres i trema, została swoboda, luz i naturalność. Dziękuję Wam wszystkim za to! Oczywiście od babci wróciliśmy jeszcze bardziej obładowani niż od teściów i lodówka pękała w szwach. Oczywiście również mieliśmy takie zupełnie swoje, romantyczne i intymne 5 minut i kiedy już leżeliśmy w łóżku i patrzyliśmy sobie w oczy, Igor mnie zapytał:
-Kicia, podobały Ci się święta z moją Rodzinką?
Łzy popłynęły po moich policzkach, bo totalnie się wzruszyłam, odpowiedziałam:
- Skarbie, to były święta życia ! Nie mogło być lepiej!
- Cieszę się, że Ci się podobało. A teraz chodźmy spać, bo przecież ja na 3 rano do pracy.
Z rana, ok 10 Igor zadzwonił, do babci, żeby jej powiedzieć o moich odczuciach co do spotkania z jego rodziną itd. i sam się popłakał, jak jej to opowiadał. Było jej miło i bardzo się cieszyła.
Dla nas Drugi Dzień Świąt, nie był już taki niezwykły jak poprzedni,ale też był mocno nasycony różnymi emocjami. Jak obiecałam sobie na początku wspominam tylko dobre momenty, to z tych dobrych był tego dnia obiad u mojej siostry, na który Igor mocno się spóźnił, bo już oczywiście musiał spotkać się z małolatą (proszę bez komentarzy)...także udało mu się spierdolić mi środek dnia, ale oczywiście do niczego się nie przyznał. Na szczęście wieczorem miała przyjść Kaja ze swoim ówczesnym chłopakiem i Judasz na świąteczną domową posiadówkę. Cieszyłam się na to spotkanie, uszykowałam je jak najlepiej umiałam i miałam nadzieję, że pomogą nam zjeść tony tego jedzonka, które zapchało naszą lodówkę. Wieczorem, kiedy już poszli, usiedliśmy z lampką wina, sami we dwoje i stwierdziliśmy, że mimo braku kasy naprawdę wszystko się udało i że kolejne święta będą już tylko lepsze i może w większym gronie, bo przecież od listopada staraliśmy się o dziecko... Przytulił, pocałował, mówił o tym, jak bardzo mnie kocha...Może to głupie i śmieszne, ale dla mnie święta naprawdę są magiczne. Każdemu z Was życzę takich! Na dziś tyle. Pozdrawiam PRM :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz