sobota, 1 października 2016

Styczeń...pełen kłamstwa i bólu...

Wiem, że ostatni post skończyłam na świętach, ale zasadniczo w grudniu nie działo się już nic, o czym chciałabym tu pisać. Owszem były wielkie wyznania miłości, ale kłamstwa też.  Jesteście pewni ciekawi, jak spędzaliśmy Sylwestra...No cóż. Tak w skrócie. Zostaliśmy zaproszeni do Kai i jej ówczesnego chłopaka. Zapowiadało się fajnie, wesoło, mimo iż Igor w sylwestra pracował. Zawiózł mnie do w/w znajomych i pojechał odwieźć ostatnich pacjentów. Ja, święcie przekonana, że wróci po 22, dobrze się bawiłam, nie przejmowałam niczym. Dopiero po 23 sięgnęłam po telefon i postanowiłam do niego zadzwonić, bo nadal go nie było. Oczywiście telefon milczał. Wiecie, o której przyjechał? 23.45...Oczywiście miał jakieś głupie wytłumaczenie, że niby coś się z autem stało. Jak zawsze myślał, że to łyknęłam...Nie chciałam psuć nikomu humoru, swój już miałam wystarczająco zjebany... Jak zawsze o północy mocno mnie przytulił, głęboko spojrzał w oczy, pocałował i powiedział:

- Kicia, mam nadzieję, że ten rok będzie dla nas lepszy i że następnego sylwestra spędzimy z naszym potomkiem ( tak postanowiliśmy starać się o dziecko). Bardzo Cie kocham Żono Ty Moja i strasznie się cieszę, że udało mi się zdążyć do północy, żeby te chwile spędzić z Tobą, z kobietą mojego życia...

Popłynęły mi łzy. Nie ze wzruszenia, po prostu wiedziałam, dlaczego tak późno przyjechał, wiedziałam, że był u małolaty, że kłamie...Tak łatwo mu to przychodziło. Nawet nie chciałam usiąść na jego kolanach do wspólnego zdjęcia, byłam tak zła, że szkoda gadać. Pytał o co mi chodzi, czemu się tak zachowuje... Kurwa czy on naprawdę nie widział i nie zdawał sobie sprawy, że ja wiem, co on wyprawia?! Źle się czułam, chciałam wyjść. Jak wyszliśmy, to postanowiłam, że pojedziemy jeszcze do Majki i jej narzeczonego, bo siedzieli sami w domu. Po drodze mała awanturka, bo przecież jak to stwierdził Mój Luby znowu mam muchy w nosie i zachowuje się skandalicznie, bo on przecież nic nie robi, a ja mam znowu problem...Eh już nie chciałam się kłócić...przemilczałam, choć nie powinnam. Po powrocie do domu położyłam się spać, Igor w Nowy Rok też pracował. Oczywiście wziął nawet popołudniową zmianę...i znowu pojechał do niej... Ale najgorsze przyszło następnego dnia...





Kolejnego dnia Igor też pracował. Ok. 15 zadzwonił do mnie. Czułam, że coś jest nie tak! I usłyszałam:

- Kicia, spakuj mnie albo sam się spakuję, jak przyjadę na przerwę do domu.
- Co Ty pierdolisz?!
- Julka, nie mogę z Tobą mieszkać, bo...bo...bo ona chyba jest ze mną w ciąży...

Grunt usunął się spod moich nóg. Czułam się, jakbym dostała po pysku i nawet nie wiedziałam za co... No to się rok zaczął...Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Rozpłakałam się. On też. Rozłączyłam się. Zapytałam czy chce tego dziecka, w odpowiedzi dostałam smsa:
" Dzisiaj pierwszy raz od dawna się modliłem. O to żeby nie była w ciąży.Jeśli będzie moje, to jakie mam wyjście?"
Odpisałam krótko: "Ona nie jest w ciąży!"

Wpadłam w histerię i szał jednocześnie. Zadzwoniłam do Denisa. Był ze swoją dziewczyną. Przyjechali po kilkunastu minutach. Zadzwonił mój telefon. To była ona...Rozhisteryzowana, że on wiecznie przyjeżdża, że nic się między nimi nie zmieniło, że cały czas łączy ich seks no i nie tylko, bo on jej miłość wyznaje itd...To była krótka rozmowa. Nie chciałam wierzyć, że to wszystko prawda...Igor zapierał się,że to nieprawda, że ona mnie nienawidzi i zrobi wszystko,żeby mnie zniszczyć...Powiedział, że przespał się z nią jakoś miesiąc czy dwa wcześniej...Ale kurwa jakim prawem?! Stwierdził, że to była chwila słabości...Do jego przyjazdu do domu nie mogłam sobie znaleźć miejsca...Wyłam jak idiotka... Po wyjściu Denisa i jego dziewczyny trochę się uspokoiłam i....zabrałam za zrobienie jakiegoś obiadu...Jak myślę o tym teraz, to dociera do mnie, jak bardzo chciałam mu wierzyć, jak bardzo byłam głupia wtedy, chcąc to wszystko ratować...Po raz kolejny zawiódł, zranił do granic, ale okazało się, że byłam w stanie znieść jeszcze więcej tych pierdolonych upokorzeń. Kiedy wrócił, nie wiedziałam, co robić...Chciałam, żeby spojrzał mi w oczy i odpowiedział tylko na jedno pytanie: DLACZEGO?!...Wiecie, co zrobił? Uklęknął przede mną w przedpokoju, rozpłakał się i w kółko powtarzał jedno słowo: PRZEPRASZAM...Płakałam razem z nim i zastanawiałam się, co się kurwa dzieje z moim życiem. Dlaczego tak dostaje po dupie, dlaczego ktoś, dla kogo byłam w stanie zrobić wszystko, naprawdę wszystko tak mocno mnie rani...Wtedy jeszcze myślałam, że te jego łzy były szczere, teraz daleka jestem od takiego myślenia...
Nawet nie wiecie, jak bardzo bolało... Nie chciałam nikomu o tym mówić, bo wiedziałam, że rozpęta się piekło. A najlepsze było to, że nawet Denis uważał, że to niemożliwe, bo nawet jemu Igor mówił, że nic nigdy więcej z nią...Chyba właśnie to dawało mi nadzieję, na to że ona gra nieczysto, ale z drugiej strony ciąża nie bierze się z powietrza...





Przez kilka następnych dni wierzyłam, że to nieprawda. Okazało się, że ona nie jest w ciąży. Dostał kolejną szansę, choć nie powinien. Ale czasu nie cofnę inie zmienię tego, jak się wtedy zachowałam. Między nami bywało różnie, choć bardzo starał się, żeby było jak najlepiej. Ale nie na długo...Tydzień później zamiast wrócić po 22, przyjechał o.....2 w nocy... Zanim pojechał odwieźć wieczorną zmianę zawiózł mnie do Majki i miał tam po mnie wrócić. Pisałam, dzwoniłam...Wiedziałam, gdzie jest, byłam pewna, ale mimo wszystko gdzieś w głębi miałam nadzieję, że się mylę. Pogoda była fatalna...Śnieg padał cały dzień, drogi były w fatalnym stanie...Majka też zaczęła się denerwować, że coś mogło się stać. Wiecie, co było najgorsze? Że chyba wolałabym się dowiedzieć, że coś się stało, bo wiedziałabym wtedy, że przynajmniej mnie nie okłamał...Chciałam nawet pojechać tam, gdzie spodziewałam się go spotkać, ale Majka bała się jechać w takich warunkach. Nie mam pretensji ani żalu, rozumiem to i szanuje. O 1.30 zadzwonił i powiedział, że jak odwiózł ostatnią pacjentkę, to.....zasnął. Rzekomo bardzo źle się czuł i musiał się zdrzemnąć...No kurwa! Do cholery jasnej, naprawdę myślał, że ja to łykam?! Byłam tak zmęczona tym wszystkim, że nie miałam nawet siły się z nim kłócić... Nie wiem czy on testował moją tolerancję, ale kurwa gratuluję mu serdecznie, bo doprowadził mnie do psychicznej ruiny! Znowu wróciły dni pełne szarości, smutku i łez...Byłam jak kukła. Bez uśmiechu, wiecznie w złym humorze, obojętna i zimna...Wiecie, co mi kiedyś powiedział? Że takim zachowaniem sama wpycham go w jej ramiona...Kompletnie nie widział w sobie winy, nie wiem, co sobie myślał, ale odnosiłam wrażenie, że on chyba sumienia nie ma...Zadawał mi tyle bólu, że teraz zastanawiam się, jak ja właściwie to zniosłam... W okolicach połowy stycznia miał kilka dni wolnego. Postanowiliśmy jechać na kilka dni do Babci, takie ferie sobie zrobiliśmy. Igor stwierdził, że powinnam odpocząć, że tam będzie nam najlepiej. Tam jak zawsze. Ciepło rodzinne, długie rozmowy z Babcią, po prostu inny świat. Odpoczywałam psychicznie i to niesamowicie. Ta kobieta jest do tej pory dla mnie, jak moja prawdziwa Babcia i chyba kocham ją, jakby naprawdę nią była. Możecie myśleć, co chcecie na ten temat, ale po prostu tak jest. Razem gotowałyśmy, ale poza tym nie robiłam nic, miałam odpoczywać, nawet nie wiedziałam, że Babcia tak się ucieszy z naszej kilkudniowej wizyty. Wieczorami piliśmy winko, rozmawialiśmy o weselu, o tym że poważnie myślimy o dziecku i na różne inne mniej lub bardziej poważne tematy. I wiecie, w kółko nazywał mnie swoją żoną, był wprost idealny...Taki jak wtedy latem...Ale jak zawsze musiał przyjść moment, że wszystko się koncertowo spierdoliło...




Na dzisiaj to chyba na tyle. Płaczę, kiedy sobie to przypominam, ale styczniowe apogeum jego odpierdalania było dopiero przede mną. Nadchodziły również moje urodziny. Nie oczekiwałam prezentu, bo wiedziałam, że z kasą jest kiepsko i najzwyczajniej w świecie on nie ma pieniędzy, ale to co się stało w weekend poprzedzający moje urodziny był chyba najgorszym z możliwych scenariuszy...o tym już w następnym poście!
CDN.
Pozdrawiam.
PRM :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz