środa, 22 czerwca 2016

Jak grudzień to też sylwester !

Kochani od dziś i ja mam tutaj swoje imię. Miło mi Julka jestem!
No Moi Drodzy zapomniałabym opowiedzieć Wam o imprezie sylwestrowej. Mianowicie. Nie  mieliśmy planów ani pomysłu na to, co i z kim robić tego dnia. Mieliśmy zaproszenia na imprezy sylwestrowe : z Polsatem, TVNem albo Dwójką, Jednak ani Wrocław ani Kraków ani Gdynia nie skusiły nas na tyle, żeby włączyć telewizor.  Doszliśmy do wniosku, że może po prostu zaprosimy wszystkich do nas. Oczywiście miałam kilka dni, żeby odpocząć po przygotowaniach do świąt i świętach również, więc bez wahania zgodziłam się na propozycję mojego Lubego :) Postanowiliśmy zaprosić kilku kolegów, w tym tego śmierdzącego też oraz moją koleżankę mieszkającą kilka bloków dalej. Rzecz jasna padła też propozycja:

- Kicia! No ugotujesz coś fajnego, naszykujesz jakieś przekąski i będzie git! - w tym momencie pada moje wymowne spojrzenie z wymalowanym napisem na czole: Chyba się z chujem na głowy pozamieniałeś?! Nie miałam ochoty znowu stać przy garach. Też chciałam się pokazać i błyszczeć jak w święta! I tutaj padło kolejne zdanie:
- Kicia! Wiesz jednak chyba lepszym pomysłem będzie jak się coś zamówi, żebyś nie musiała wieczoru w kuchni spędzać, - trafnie zareagował na moje spojrzenie! Brawo JA!





Szczerze Wam powiem, że wtedy nie musiałam prosić o pomoc przy ogarnięciu mieszkania czy jakiś porządkach przed imprezą. On sam zaproponował podział obowiązków i muszę przyznać, że był sprawiedliwy. Tzn sprawiedliwy dla każdego mężczyzny. On - salon, sypialnia i odkurzanie wszędzie, ja - kuchnia, łazienka i mycie podłóg, brudna robota jak zawsze dla kobiety. Ale nie marudziłam, tylko zabrałam się za sprzątanie. Nie było tego dużo, dla mnie ważne było to, że robimy to razem, że przy każdym wymijaniu się gdzieś w mieszkaniu, dostawałam buziaka, byłam przytulana, wtedy polubiłam też klapsy w tyłek. Muzyka podgłoszona do granic wytrzymałości, ale zwykle przy wspólnym sprzątaniu tak było. Nadszedł ten dzień. Igor do pracy, ja na zakupy. Jednak była pewna sprawa, która nie dawała mi spokoju. Mianowicie kolega, którego jedna z moich psiapsiół wdzięcznie (biorąc pod uwagę fantastyczny zapach, który roztaczał wokół siebie) ochrzciła: PACHA. Ów kolega spędzał mi sen z powiek... Postanowiłam zatem napisać sympatycznego smsa do chłopaków, którzy byli zaproszeni. Oczywiście wszyscy się między sobą znali, dlatego wiedzieli po co i do kogo głównie ten sms jest skierowany. Brzmiało to mniej więcej tak:

Drodzy Panowie. Z uwagi na to, że spędzamy wspólnie ostatnią noc roku, proszę o szczególne zadbanie o higienę tego dnia - kąpiel, antyperspirant i czyste skarpety. Szanujmy się wzajemnie i zadbajmy o to, żeby było miło. Pozdrawiam. Julka.

Wiecie, że poskutkowało?! Ależ było moje zdziwienie, kiedy faktycznie to do niego dotarło. Byłąm z siebie dumna, jak podszedł do mnie jeden z kolegów i mówi tak:

- Julka, Pacha przyszedł do mnie wcześniej i zapytał czy dostałem Twojego smsa i poprosił o użyczenie antyperspirantu, bo jemu się skończył. Doznałem szoku, ale użyczyłem, może w końcu kupi sobie swój!

Ostatnie przygotowania, kąpiele itd. Nasuwa mi się tu krótka historyjka z tamtego dnia. Igor poszedł do łazienki, muzyka ryczy jak w autach marki BMW z rejestracją terenów wiejskich, a ja ze stoickim spokojem szykuję w kuchni cytryny, limonki i lód do drinków. Jakieś słone i słodkie przekąski. Alkohol się chłodzi, śpiewam z mikrofonem z banana i czuję się świetnie, mam szampański nastrój jak to w sylwestra przystało. Nagle rozlega się domofon! Zatem podchodzę, otwieram, ale nikt nie wchodzi. Słyszę jednak, że jakaś moherowa babcia stoi i wrzeszczy przed klatką. Schodzę na dół i z miejsca, bez ostrzeżenia, zaczyna mnie obrzucać błotem. Ty gówniaro! Ty psychopatko! Grzecznie tłumaczę szanownej pani, że to jedna noc w roku, że nie ma dzisiaj ciszy nocnej, że jest godzina 18. Jednak moje argumenty są niczym i ciężko przebić mi się przez jej słowotok. Usłyszałam nawet, że mieszkanie dostałam za darmo, więc mam siedzieć cicho i się podporządkować. Jak jej wnuczek po nocach napieprza na elektrycznej gitarze, to jest dobrze?! Powiem więcej. Gdyby fajnie grał, to mogłabym to przemilczeć, bo lubię słuchać dobrego grania na gitarze, ale on...nawet nauką nazwać tego nie można! To brzmiało jakbym jeżyną ciągnął po dupie! No kocia muzyka jak tralala...A idiota zaczynał swoje praktyki średnio ok 1:30. Także żegnaj śnie! W pewnym momencie te krzyki usłyszał Igor i wyszedł odziany wyłącznie w ręcznik na klatkę schodową i grzecznie poprosił mnie, żebym wróciła do domu:

- Kicia nie rozmawiaj z tym moherem, tylko chodź się szykować.

Babci mowę odjęło, na szczęście przechodziły tamtędy sąsiadki z klatki obok wzięły babcię pod pachę, nam życzyły udanej imprezy i odprowadziły ją do domu. Wiecie jak babcia się zemściła?! Ano miesiąc później cały blok huczał o tym, jak to w sylwestra nadzy mężczyźni skakali od nas z okien. Takie wrażenie zrobił na niej mój luby w ręczniku! A sama impreza odbyła się bez większych komplikacji. Do północy grzecznie, kulturalnie z muzyczką w tle. Nowy Rok świętowaliśmy na samym środku największego w mieście ronda, obdzwoniliśmy rodzinę i znajomych z życzeniami i wróciliśmy do domu. Impreza się nieźle rozkręciła, tańcom nie było końca przy muzyce lat 70. i 80.
Było naprawdę fajnie. Ostatni goście wyszli po 6, więc domyślam się, że im impreza też się podobała. Wiecie wspominam tamten wieczór z łezką w oku, ale to taka śmieszna łezka. Długo potem wspominaliśmy tę noc i przy nadarzających się okazjach czy spotkaniach przypominaliśmy sobie wzajemnie jakieś konkretne sytuacje czy rozmowy. Zawsze kończyło się to śmiechem, czasem także ktoś popluł się napojem czy drinkiem, bo ktoś inny opowiadał coś z tamtego spotkania.

Było wiele pozytywnych akcentów w tamtym roku i sylwester też jest tym pozytywnym. Jednak nieuchronnie zbliżam się do momentów, które na zawsze zmieniły mnie i związek, w którym byłam. Zastanawiam się ciągle, czy wylanie całego tego gnoju tutaj będzie na miejscu, ale myślę sobie, że w końcu to nie ja odpierdalałam, to nie ja zdradzałam i wreszcie to nie ja kłamałam na każdym możliwym kroku. Powiem Wam tylko, że cały burdel i sajgon zaczął się w lutym. Bezpiecznie i sympatycznie przeprowadzę Was przez styczeń, a później...CDN. Pozdrawiam :) PRM :)


środa, 15 czerwca 2016

Świąteczna gorączka :)

Na samym początku przepraszam, że tak długo musieliście czekać na nowego posta. Postaram się,żeby więcej taka sytuacja nie miała miejsca. A teraz do rzeczy. Dzisiejsza notka będzie o pierwszych świętach w nowym, wspólnym domu. Mimo, że w tamtym czasie nie było tu jeszcze wielu ozdób, naczyń czy sztućców, to był to dla nas nasz nowy, wspólny  dom. Wyobraźcie sobie, że cały ten grudniowy sajgon tak mnie pochłonął, że zapomniałam kupić choinkę!! Tu pojawia się pytanie, co na to Igor...a no nic...Jemu chyba było obojętne czy będziemy mieli choinkę czy nie, czy powieszę na niej bombki czy pisanki wielkanocne. Zawsze  twierdził, że to tylko szczegóły. Na szczęście pojawiła się choinka, co prawda miała tak cieniutkie gałązki, że nie potrafiła utrzymać bombek, dlatego przystroiłam ją wyłącznie lampeczkami i łańcuchami, a bombki położyłam pod choinką. Wyglądały trochę jak jaja na kurzej grzędzie. Nie było to ważne. Mimo wielkiego zmęczenia, święta zawsze wlewają we mnie dodatkowe pokłady energii, niesamowicie wzruszają i sprawiają, że nic nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Zatem do sedna.


Zawsze tematem spornym była wigilia. Od kilku lat spędzaliśmy święta wspólnie. Jednego dnia z moją rodziną, drugiego z jego. Jeśli chodzi o wigilię, to powstawał problem, bo Igor i jego rodzice wraz bratem zwykle wyjeżdżali na ten jeden dzień do bliskiej rodziny mieszkającej w innym mieście. Z tego też powodu często wigilię spędzaliśmy osobno. Kiedy razem zamieszkaliśmy, obiecaliśmy sobie, że wigilia 2014 będzie ostatnią, jaką spędzimy osobno. Przyszedł wreszcie ten dzień i wyobraźcie sobie,że mogłam nawet się wyspać! Całe 4 godziny snu! W tamtym czasie jak cała noc! Oczywiście wstaliśmy rano, Igor jeszcze szedł do pracy, dlatego zjedliśmy wspólnie śniadanie, on wyszedł, a ja wybyłam na ostatnie zakupy, szybkie spotkanie z Oliwią, a po powrocie zabrałam się za gotowanie i pieczenie. I tu nasuwa się pytanie: kiedy byłam u fryzjera? a u kosmetyczki? Kobiety przed świętami dostają pierdolca na tym tle, ja nie miałam na to czasu. Włosy farbowała mi Oliwia, a jedynym zabiegiem kosmetycznym na jaki się zdecydowałam, była regulacja brwi i usunięcie wąsika. Na paznokcie, rzęsy czy opaleniznę nie miałam czasu. Igor wrócił do domu jakoś po 13 z pracy i od wejścia zapytał mnie:

- Kicia! a czemu w tej kuchni taki burdel? Czy moja koszula już wyprasowana? A w ogóle to czemu Ty jeszcze w proszku?! Znowu cały dzień zleciał na niczym?!

Cierpliwie i w milczeniu weszłam z nim do kuchni, pokazałam tony zakupów, jakie tego dnia przytaszczyłam do domu, niedomykającą się lodówkę, ciasto w piekarniku i jakieś pyszności w garnkach na kuchni. Następnie przeszliśmy do pokoju, w którym cała podłoga zapierdolona była zapakowanymi już prezentami, ale również papierem świątecznym, kawałkami taśmy i różnymi pierdołami związanymi z pakowaniem prezentów. I tu usłyszałam:

- No kurwa! Nie mogłaś tego  posprzątać?! Ja pierdolę siedzisz w domu, więc w czym problem?! 

Jak zapytałam czy mam sobie jeszcze miotłę w dupę wsadzić, żeby  moje bieganie między kuchnią a pokojem było bardziej owocne, to chyba dotarło do niego,że przegiął. Padło słowo "przepraszam", buziak i propozycja:

-Kicia, ja to głodny jestem, ale nie bardzo jest co jeść, a poza tym nie mam ochoty na nic świątecznego, więc pojedźmy do McDonalds! Serwują moją ulubioną kanapkę zbójecką, no jedźmy!

Wiecie, nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć mojej reakcji, ale chyba opadło mi wszystko, co tylko mogło...Pomyślałam jednak: Kurwa, kobito! Zaprosił Cię na obiad, powinnaś skakać pod sufit! Z uwagi na wigilijny post, ja zdecydowałam się tylko na frytki, Igor natomiast pochłaniał swoją ulubioną kanapkę. W tej wizycie nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że konsumpcja odbywała się w aucie w trakcie jazdy, bo nie było czasu na nic innego. 

Po kolacji wigilijnej mnie przywieźli do domu rodzice, Igora jeszcze nie było, spodziewałam się, że wróci w okolicach północy. Ja natomiast jak tylko wróciłam do domu...zabrałam się za robienie ciasta i dwóch sałatek. Mój luby nie wyobrażał sobie świąt bez gyrosa i 3bita. Dlatego zamiast usiąść przed telewizorkiem, wyciągnąć nóżki i zająć się oglądaniem "To właśnie miłość", to zabrałam się za kuchenne rewolucje i jeszcze dotrzymywałam towarzystwa koledze, z którym umówił się Igor i odwiedził nas w wigilię po 23. Ów kolega znany był z tego,że...miał duży problem z higieną. Ależ jakie było moje zdziwienie, jak tego dnia nie czułam smrodu skarpet i potu?! Święta to jednak magiczny czas dla każdego! Ok 1 w nocy wrócił Igor. Kolega wyciągnął piwko, usiedli przed TV. Owszem kuchnię też odwiedzili:

-Kicia, długo jeszcze?! Bo chcemy zapalić, a tu się nie ma jak ruszyć, bo straszny bałagan zrobiłaś! Musisz w ogóle robić to teraz?! 




Jak już skończyłam w kuchni, w łazience i postanowiłam pójść do sypialni, przebrać się (bo o dziwo udało mi się kupić w ostatniej chwili fajną haleczkę), napisać sms do Igora, żeby delikatnie spławił kolegę, żebyśmy wreszcie mogli zająć się sobą, to nie wiem nawet kiedy to nastąpiło, ale mój organizm chyba wreszcie powiedział DOŚĆ! Zasnęłam z telefonem w ręce, nawet nie wiedziałam, w którym momencie. Obudziłam się jakoś w okolicach 3:30, jak Igor wychodził z kolegą z domu. Wiecie po co? A no bo dwóch innych kolegów zaniemogło i trzeba było jechać z drugiego końca miasta taksówką, żeby udzielić im pomocy i zawieźć do domu. Jak nie raz powtarzam, są rzeczy ważne i ważniejsze. Oczywiście nie miałam prawa mieć pretensji, bo przecież zasnęłam i olałam wszystko...Powiem Wam jednak, że pozostałe dwa dni świąt upłynęły ciepło, miło, rodzinnie i bardzo ROMANTYCZNIE, Z ukochanym, naszymi najbliższymi, w doskonałej atmosferze, przy pełnej akceptacji...Poranny seks, wspólne śniadania, zero pretensji, ciepłe słówka, wyznania miłości i naprawdę duża pomoc w jakiś obowiązkach domowych, które mimo świąt trzeba było wykonywać :) Drugiego dnia świąt późnym wieczorem otworzyliśmy wino, wypiliśmy po lampce i udaliśmy się do sypialni. Wszystko było inne niż zwykle. Nawet On i jego słowa i zachowanie wobec mnie. Szkoda, że nie mogło tak być zawsze. Usłyszałam, że to były piękne święta i to również moja zasługa. Dziękuję, że potrafiłeś to docenić, nawet późno, ale zawsze. Jak zwykle w takich sytuacjach, w tamtej chwili też się popłakałam i mocno do niego przytuliłam, nie mówił jak zawsze,że ubrudzę mu koszulę tuszem do rzęs albo posmarkam, w tamtej chwili mocno mnie przytulił, powiedział, że bardzo mnie kocha i że jestem niesamowita, bo sama dałam ze wszystkim radę, z zakupami, porządkami, gotowaniem i całą resztą obowiązków. Obiecał mi, że każde święta będą dla nas piękniejsze i nigdy już nie rozdzielimy się w wigilię. Uwierzyłam. Jak zawsze niepotrzebnie.

Święta są magiczne! I nie wiem, co na niego tak wpłynęło. Może widok tych wszystkich pyszności, może prezentów, a może mój widok: nie wyglądałam jak śpiąca królewna wtedy w noc wigilijną, wyszło ze mnie zmęczenie, zasnęłam (w pełnym makijażu i fajnej koszulce), ale może właśnie wtedy zrozumiał, jak wiele wysiłku mnie to wszystko kosztowało i docenił. Nie wiem. Nigdy o to nie pytałam. Ważne było dla mnie, że sprawił mi fajny prezent na święta: traktował mnie tak, jak prawdziwy kochający mężczyzna. Nie dostałam żadnego prezentu, z resztą w ciągu tych wszystkich naszych lat dostałam chyba 2 lub 3 razy cokolwiek pod choinkę od mojego lubego,ale jak to ja nigdy nie wymagałam, nie miałam pretensji i cieszyłam się każdą wspólną chwilą! Nie jest ważne, jak spędzicie święta, ale z kim. Ważne jest, żeby magię świąt przenieść na każdy zwykły, powszedni dzień, żeby się SZANOWAĆ, POMAGAĆ sobie wzajemnie, WSPIERAĆ się wzajemnie, ale nie tylko w trudnych momentach, tylko ZAWSZE i mocno mocno KOCHAĆ! Pamiętajcie o sobie każdego dnia i w każdej minucie :) I mówcie sobie jak bardzo jesteście dla siebie ważni, bo Wasza druga połówka zasługuje, żeby mieć świadomość tego, jak musi być wyjątkowa skoro dzielicie z nią życie:)   Pozdrawiam. PRM :)

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Grudniowy zawrót głowy.

Zgodnie z obietnicą będę kontynuowała swoją przygodę z pisaniem. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się tak pozytywnego odzewu z Waszej strony. Jestem strasznie mile zaskoczona i zadowolona z tego, że mnóstwo pozytywnych opinii na temat bloga do mnie napływa. Dzięki!! Przejdźmy do tego, o czym dzisiaj będę pisać. Miłej lektury!

Grudzień 2014 to nie tylko przeprowadzka. To również stosy pudeł, pracy tyle,że nie było czasu na spanie nawet przez 3-4 noce. W dzień sprzątanie, zakupy, gotowanie obiadków dla ukochanego,a w nocy ślęczenie nad laptopem, a czasem nawet trzema naraz i wykonywanie pracy. Ja rozumiem, że każdy potrzebuje bliskości, ale jak mógł mi robić wymówki, bo nie kładłam się z nim spać ?! Kurwa myślał, że wszystko dookoła robi się samo?! Otóż Skarbie moje dwie krótkie nóżki i dwie rączki to czasem było zdecydowanie za mało na ten zapierdol jaki miałam w tamtym czasie, ale Ty tego nie widziałeś, dla Ciebie ważne było to, że średnia stosunków seksualnych w tygodniu spadła. A no i nie zapominajmy o zachciankach typu:

- Kicia! Zrób mi proszę herbatkę! albo -Kicia! Głodny jestem!

Nie Moi Drodzy, Mój ukochany po ośmiu godzinach pracy, uważał, że wszystko musi mieć podane pod nosek i że moja praca w domu to pikuś i tak naprawdę to on ciężko haruje, a ja mało co robię, praktycznie nic. Wszystko w domu robi się samo. Wyobraźcie sobie zatem jakież było jego zdziwienie, jak po niezliczonej ilości próśb o wynoszenie brudnych rzeczy do łazienki, a nie rozpierdalaniu ich po sypialni, nie miał czystych gaci ani skarpet. Dopiero wtedy nauczył się, że przestałam zbierać po całym domu gacie i skarpety i zanosić za niego do łazienki. Owszem były pretensje, lamenty i żale, ale zrozumiał. Ot sukces wychowawczy! Grudzień to także gorączka zakupów świątecznych. Jak zwykle wszystko zostawione na ostatnią chwilę, bo pieniążki dopiero na dwa przed wigilią pojawiły się na koncie. Fakt, nie pożałowaliśmy na żadne prezenty. Wszyscy byli w szoku, ale cieszyli się, że nam się układa, że żyjemy na fajnym poziomie. Chyba dopiero wtedy, dopiero wtedy jak nadeszła moja wypłata, zrozumiał, jak wiele pracy i wysiłku włożyłam w to, żeby była właśnie w takiej wysokości. Dopiero wtedy zrozumiał, że mogłam być zmęczona, że zasypianie w weekend na wieczornym filmie nie było spowodowane znudzeniem, tylko po prostu padaniem na ryj po całym tygodniu. Chyba właśnie wtedy dotarło do niego, że brak kolejnych seksownych haleczek nie był moją złośliwością, tylko kurwa brakiem czasu, bo ktoś musiał zrobić pranie, posprzątać i pozmywać również po nim i oczywiście gotować. Ale nie myślcie sobie,że kończyło się na 3 zupach i schabowym z gulaszem na zmianę. O nie nie nie! Bo zwykle jak pytałam co na obiad i podawałam 2-3 propozycje, to słyszałam:

- Kicia, no znowu gulasz? Kurwa no piersi z kurczaka były niedawno... Nie możesz czegoś fajnego wymyślić?

Momentami nie wiedziałam, jak się nazywam! Jedyną rozrywką w grudniu tamtego roku był wypad z przyjaciółką na Kino Kobiet. Niby jeden wieczór, a mega naładowanie akumulatorów na ostatni przedświąteczny tydzień. Dziękuję Kochana! I wiesz, że mówię tu o Tobie! Muszę nadać Ci jakieś imię, bo o Tobie też będę wspominać, Oliwia może być? :) Film świetny, spłakałyśmy się ze śmiechu i wzruszenia. Konkursy też niezłe, ale niczego nie udało nam się wygrać, nie szkodzi. Te kilka godzin zarówno dla Ciebie jak i dla mnie, po prostu były nam wtedy potrzebne! Oczywiście po skończonym seansie, mój ukochany przyjechał po mnie, żebym nie musiała piechotą wracać w grudniu po 22 do domu, ale oczywiście po moim telefonie, przecież podczas mojej nieobecności odwiedzili go koledzy. Zjarał się z nimi jak dzika świnia, nie miałam pretensji. Wiecie dlaczego? Bo w stanie jakim się znajdował, był miły, uprzejmy i niezwykle spokojny. Zero pretensji, zero przytyków, miłość emanowała od niego na kilometr, przytulanki, buziaczki i stos komplementów, tego mi brakowało, tylko szkoda, że nie było tego tak zwyczajnie na co dzień i bez zielonego szaleństwa. Do całego galimatiasu grudniowego jeszcze dochodziły większe i mniejsze sprzeczki, ale też mniej lub bardziej poważne rozmowy, spokojne, bez stresu, z siedzeniem na kolanach, przytulaniem i buziakiem w czoło... I wiecie jak myślałam, że po całym tygodniu będziemy mogli wreszcie spędzić trochę czasu razem i oczyścić atmosferę przez różnorakie rozładowanie emocji, to zwykle nie wychodziło,bo... weekendowe odwiedziny kolegów na mecze albo blanta i pretensje, że się nie uśmiecham, że coś może mi nie pasować. Wieczne pytania czym mogę być zmęczona, skoro siedzę w domu?! Nie miałam nic do żadnego z chłopaków, czasem nawet udawało się uśmiechać i żartować, wtedy byłam wzorowa, haha. Ale czasem to również oni sprowadzali go na ziemię i dzięki nim docierało do niego,że momentami przesadza ze swoim zachowaniem wobec mnie.




Dopiero jak wysłałam screen z wielkością przelewu, to usłyszałam:

- O kurwa Kochanie, jak Ty to zrobiłaś?!

Wtedy też usłyszałam:

-Przepraszam,że ja tyle nie zarabiam. Kicia jak Ty wytrzymałaś takie tempo i ogarnęłaś to wszystko? Jestem z Ciebie dumny, bardzo Cię kocham...

Nigdy nie robiłam wyrzutów o pieniądze, nie wytykałam, że zarabia mniej,że pracuje dopiero od kilku miesięcy itd...Nigdy nie wymagałam zbyt dużo i to był mój największy błąd.  Zawsze doceniałam każde jego staranie i chwaliłam za każdy nawet najmniejszy sukces. Czasem i ja byłam doceniana, ale raczej nie mało to miejsca nazbyt często. Chciałam wierzyć, że może brak komplementów ma być dla mnie motywacją do dalszego działania, do zmian, ale tak naprawdę sprawiał,że z wiecznie uśmiechniętej kobiety, tryskającej energią stawałam się powoli szarą myszką, traciłam pogodę ducha i stawałam się KURĄ DOMOWĄ, bez makijażu, z przetłuszczonymi włosami, bo to on i jego zadowolenie np z nowego fajnego obiadu stawał się dla mnie ważniejszy niż ja sama. Po tych jego budujących, o których mowa wyżej, poczułam się jakbym znowu dostała energetycznego kopniaka. Nowa sukienka, oficerki na zimę, nowe kosmetyki, bo przecież w święta muszę wyglądać olśniewająco! Różnica była piorunująca!  Wiecie, jakie było zdziwienie naszych rodzin, jak przyjechaliśmy na święta? Uśmiechnięci, zadowoleni i z prezentami, jakich nikt się  nie spodziewał? Nie wiecie :) Święta to osobny rozdział grudnia. Ale o tym opowiem w następnym wpisie. :) Dzięki za uwagę ! :)

czwartek, 2 czerwca 2016

Od czegoś trzeba zacząć!

Moja historia skończyła się 13 marca tego roku, a tak w zasadzie skończyło się wtedy ostatnie 10 lat mojego życia. Coś, co ludzie nazywają związkiem. Nie mam zamiaru ani ochoty rozpisywać się o ostatnich 10 latach, bo nie będę nikogo tym zanudzać. Nie chce pisać o tym, jak było miło i fantastycznie. Postanowiłam spisać cały ostatni rok, żeby wyrzucić z siebie cały żal, jaki w sobie noszę. 13 marca tegoż roku spakowałam torbę mojego ówczesnego chłopaka, bo za jego zachowanie to facetem nazwać go nie można. Jak to mówią zachował się jak pizda a nie jak prawdziwy mężczyzna. Cóż życie lubi zaskakiwać. Ale zacznijmy od początku, żebyście wiedzieli, dlaczego stało się jak się stało. Będą tu wybiórcze wydarzenia z ostatniego roku i uwierzcie, że końca nie będzie :)



Od grudnia 2014 roku postanowiliśmy razem zamieszkać. Było dobrze. Akceptacja rodziny, przyjaciół i znajomych. Radość wszystkich dookoła, że mimo trudnych momentów wreszcie w jakiś sposób nam się udało. I o dziwo! To nie ja nalegałam, to nie ja naciskałam na wspólne mieszkanie. To on. Tak właśnie on. Wysoki, szczupły z ciemną karnacją. I w dodatku przystojny! Mieszkam w niedużym mieście, dlatego przyjmijmy, że ma na imię Igor. Nie przypadkowo takie imię mu nadaję. Ale to nie jest w tym momencie istotne. Igor od zawsze lubił zabawę, panienki, imprezki itd. Kiedy zaczął nalegać na wspólną wyprowadzkę, nie protestowałam. Mam mieszkanie po babci. Jakiś czas je wynajmowałam, ale skoro postanowiliśmy się przeprowadzić, to wypowiedziałam wynajem i zabraliśmy się za mały remont. Igor cały dzień pracował. Na mojej głowie było wszystko, od doglądania kolegów-malarzy, po całe sprzątanie. Oj nie! Kurwa zapomniałabym o tak ważnym elemencie jak złożenie stelaża łóżka i oderwanie blatu komody przy jej przenoszeniu. No miał swój wkład niewątpliwie. Zwracam honor Kochanie. Dobrze, nadszedł dzień przenosin. Wiecie jak każda kobieta wyobrażałam sobie, że będzie romantycznie, że usiądziemy napijemy się taniego wina musującego Igristoje, popatrzymy sobie w oczy, ochrzcimy łóżko i inne meble, no ale niesamowicie się pomyliłam. Mój ukochany przywiózł mnie do naszego nowego domku, zapalił papierosa i oznajmił mi, że wychodzi z kolegami. Jakież było moje zdziwienie, kiedy pierwszą noc we wspólnym mieszkaniu spędziłam sama, bo luby wrócił o 7 rano i nie widział w tym żadnych problemów. Usłyszałam tylko:

- No już kurwa nie przesadzaj! Pierwsza noc - taka sama jak reszta. Nie dramatyzuj – powiedział.

Pomyślałam, że może faktycznie ma rację. Ponieważ to była sobota 6 grudnia, postanowiłam wybrać się do centrum handlowego i zakupić jakiś drobny prezent dla mojego fantastycznego chłopca. No tak, bo przecież nie przyszło mi do głowy, że może nie zasłużył albo że może wreszcie zastanowiłabym się, co ja takiego od niego dostałam i jak wygląda jego szacunek i stosunek do mnie skoro ja chcę robić mu prezenty. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Zawsze bezinteresownie robiłam wszystko, żeby niczego mu nie brakowało. Spełniałam zachcianki, nawet jak uważałam, że nie powinnam. Wolałam tak robić niż się kłócić, bo zawsze odnosiłam wrażenie, że jemu jest przykro, że czegoś mu brakuje. Nigdy nie chciałam,żeby czuł się gorszy albo nie daj Boże, żeby był gorszy od reszty kolegów. Wiecie co trzeba mieć, jak ma się miękkie serce? Tak dokładnie! Trzeba mieć mega twardą dupę!! To jakiego kopa można dostać, nie mieściło mi się w głowie. Nie życzę najgorszym wrogom tego, co ja doświadczyłam od jakże ukochanego chłopca! To tak na zachętę! Nie chcę, żeby moja historia wyglądała, jak kolejna smutna historia rozstaniowa. Chciałabym pokazać wszystkim naiwnym dziewczynom i kobietom, że można żyć inaczej! Do mnie dotarło to późno, ale lepiej późno niż wcale! Nie słodkie oczka i piękne wyznania, ale czyny i szacunek do drugiej osoby umacniają więzi międzyludzkie. Długo byłam ślepa i naiwna i choć Cie nadal kocham Ty Dupku, to nigdy więcej nie pozwolę Ci zbliżyć się do siebie i nigdy więcej nie pozwolę tak zabawić się moim kosztem! Zapamiętaj sobie Cipeuszu, że Twój czas w moim życiu dobiegł końca! Chcecie poczytać więcej? Nie wiem czy chcecie czy nie. Ale będę pisać i wierzę, że będziecie czytać :) ! Pozdrawiam! PRM :)