czwartek, 21 lipca 2016

No i się mleko w końcu rozlało...

Zadajecie mi pytania czy się przyznał, jak się to wydało, co się ze mną działo w tamtym czasie. Dzisiaj postaram się odpowiedzieć na wszystkie nurtujące Was pytania. Pojawią się nowe postacie, o których kilka słów opowiem Wam w dzisiejszym poście...

Jak maj to "majówka". Owszem mieliśmy plany, umówione spotkania i cieszyłam się na tych kilka spokojnych i wspólnie spędzonych dni. Faktycznie, było miło, momentami spontanicznie, śmiesznie. Ale dla mnie najważniejsze było to, że jesteśmy razem, że podejrzenia odeszły w kąt i mam go blisko siebie. Taki czuły, kochający i po prostu przy mnie. Nie dał mi niczego odczuć. To ja byłam tą najważniejszą. Kiedy pewnego wieczoru zapytałam go o nią, powiedział, że owszem ma  z nią jako taki kontakt, ale tylko koleżeński.Twierdził, że nic ich nie łączy, a już tym bardziej relacje intymne.Jeszcze wtedy nie przyznał się do tego, że pierdoli ją po kątach, że jeździ pod dyskotekę, w której ona się bawi, tylko po to, żeby ją przelecieć w pobliskich krzakach... Kiedy próbowałam bardziej dosadnie czy poprzez awanturę dowiedzieć się czegokolwiek czy sprowokować go, żeby się przyznał, zwykle słyszałam, że jestem wariatką, że takim zachowaniem sama stwarzam problemy i pcham go w jej ramiona. Coraz częściej się kłóciliśmy. Ja już momentami nie wiedziałam, jak z nim rozmawiać, bałam się dotykać jego telefonu,żeby niczego nie znaleźć, kurwa naprawdę chciałam mu wierzyć, ale intuicja podpowiadała, że mam rację, że muszę bronić swojego zdania, że on w końcu pęknie, że się przyzna... Robiło się coraz cieplej a do nas coraz częściej przyjeżdżali jego najlepsi kumple - Denis i Mateusz. Chłopaki generalnie jak ogień i woda. Denis - bezpośredni, wręcz bezczelny momentami, nie owijał w bawełnę i miałam z nim kilka poważnych spięć. Początkowo działał na mnie jak czerwona płachta na byka, ale z czasem przekonałam się, jak bardzo się myliłam co do niego. Mateusz - szczery, ale nad wyraz spokojny, taki po prostu dobry chłopak. Igor wiedział, że może im powiedzieć wszystko, ale różnili się tym, że Mateusz kiedyś dał mu alibi, nie mam już o to żalu, wiem, że teraz już by tego nie zrobił. Chłopaki przyjeżdżali często, często razem z Igorem gdzieś wychodzili. Nie miałam nic przeciwko, aczkolwiek zawsze byłam zdania, że to Denis jest motorem napędowym do robienia różnych głupot, nawet nie spodziewałam się, że tak bardzo się pomyliłam jeśli o niego chodzi... 






Pewnego piątkowego wieczoru Igor wyszedł z chłopakami. Od kilku dni miał nowy telefon i swój poprzedni, całkiem fajny, dał mnie. Uruchomiłam go i wtedy moim oczom ukazały się wszystkie wiadomości, jakie w lutym wymieniał z koleżanką. Miałam w ręku dowody na to, co się działo. Co zrobiłam? Usunęłam to w pizdu, żeby nie musieć na to patrzeć, bo uznałam,że przyjdzie moment, że to wszystko się wyda. Tamtego wieczoru, jak wyszedł z chłopakami, pojechał z nimi do niej. Był tak pewny siebie, że otworzył się przed nimi całkowicie. Przy kolejnej wizycie Denisa, wyszło to na jaw. Oczywiście zarzekał się, że do niczego nie doszło. Kilka dni później odezwał się do mnie na fejsie....Denis. Powiedział mi krótko i na temat, że nie podoba mu się jego zachowanie, że tak nie można i trzeba będzie to załatwić. Byłam w szoku. Chłopak, którego podejrzewałam o najgorsze zachował się wobec mnie mega w porządku, choć tak jak wspominałam mieliśmy nie raz na pieńku. Ogromnie mnie wtedy zaskoczył, zaimponował niesamowicie. Właśnie wtedy zrozumiałam, że źle go oceniłam. Sam powiedział, że nie ocenia się książki po okładce. Przeprosiłam i podziękowałam. Od tamtego momentu wiedziałam, że on mi pomoże, że nie pozwoli na to, żeby Igor tak się zachowywał, nawet jeśli miałby ode mnie odejść. Spodobała mi się jego szczerość i otwartość. Ale ciągle nie mogłam wyjść z szoku, że sam wyciągnął do mnie rękę. Kurcze! Taki facet to skarb. I z tego miejsca gratuluję jego dziewczynie, że go ma i że może być go pewna bez względu na wszystko. Bo tak na marginesie to niezłe ciacho z niego. 
Było mi ciut lżej, bo ktoś mnie wreszcie rozumiał, chciał mi jakoś pomóc. Wyznawał zasadę, że nie sztuką jest kupić nową zabawkę, ale sztuką jest naprawić, coś co się popsuło. Powalczyć o związek, który budowało się latami. Dziękuję Ci!

W maju było jeszcze kilka dni, które spędziliśmy sympatycznie, w gronie znajomych i bez myśli o tym, co się stało. Bywały dni, że naprawdę o tym zapominałam, uśmiechałam się bez końca i byłam znowu otwartą i beztroską kobietą. Ale tylko na chwilę... W maju Igor brał udział w czymś na zasadzie panelu dyskusyjnego i tak się spodobał badaczom, że jedna z nich postanowiła nas odwiedzić i spędzić z nami cały jeden dzień. Taka część tego projektu. W połowie czerwca odwiedziła nas przesympatyczna Malwina, która chciała podpatrzeć jak sobie żyjemy. Ten dzień był taki normalny, bez zmartwień, spontaniczny. Chcieliśmy, żeby poznała nas jako fajnych, młodych ludzi, bez większych problemów. Świetna dziewczyna. Doskonale nam się rozmawiało, jakbyśmy się znały od lat. Zapomniałam przy niej o problemach, które spędzają mi sen z powiek, miło by mi słuchać, że widać, że jesteśmy szczęśliwi, że Igor to taki zakochany we mnie itd. Opowiadaliśmy jej o naszych planach, o ślubie, weselu, dzieciach, zmianie mieszkania itd...Cieszyła się razem z nami. To był naprawdę fajny i mega potrzebny w tamtym czasie dzień. Taki, który pozwolił mi odpocząć, nie myśleć i pogadać z kim, kto jest zupełnie obcy i widzi nas po raz pierwszy. Jej opinia była dla mnie obiektywna, dla niej byliśmy szczęśliwi, zakochani, powiedziała mi, że fajnie jest spotkać kogoś takiego jak my. I w tajemnicy Wam powiem, że mam z Malwiną kontakt do dziś. Malwina dziękuję! 
Tamtego dnia dostałam również od Igora spóźniony prezent na...Dzień Dziecka, płytę DVD "Pięćdziesiąt twarzy Greya", taką samą kupiliśmy dla Oliwii na urodziny, ale oczywiście otrzymała ją wcześniej. To był kolejny mega pozytywny aspekt tamtego dnia. Cieszyła się jak dziecko, a ja uwielbiam patrzeć, jak sprawiam najbliższym mi osobom przyjemność. To i tak tylko drobiazg, bo zasługiwała na więcej, ale drobiazgi zawsze mocno cieszą, jeśli są trafione, a ten niewątpliwie był. Z mojego otoczenia tylko Oliwia i młodszy brat Igora wiedzieli o tym, co się dzieje. To Oliwii się wypłakiwałam i zadręczałam ją telefonami, też swoje w życiu przeszła, rozumiała mnie, jak nikt inny. Była w każdym momencie, odbierała każdy telefon, nawet te w środku nocy. Do dziś jesteś niezastąpiona. 

Dziękuję za WSZYSTKO Ty choleryczko największa, jaką znam!!! Uwielbiam Cię! 



W czerwcu oczywiście poszłyśmy na KK i jak zwykle świetnie się bawiłyśmy. Potrzebne mi to było. Zwłaszcza przed weekendem, który nieuchronnie nadszedł... 
W piątek Igor wyszedł z chłopakami. Wiedziałam i czułam, że wszystko zbliża się do końca. Przyjechał gdzieś ok 23-24 na chwilę do domu, jak wszedł, jak go zobaczyłam zaczęłam płakać. Nie wiem czemu. Podszedł, przytulił mnie i wyszeptał:

-Już jest dobrze, już się uspokój. Przyjadę później i chciałbym porozmawiać, chciałbym też, żeby Denis przy tym był. 

Zgodziłam się. Już wiedziałam, że nie będzie łatwo. Że czeka mnie jedna z najgorszych rozmów w życiu. Chłopaki przyjechali gdzieś ok 3.30 nad ranem.Obudzili mnie. Wstałam, przyszłam do kuchni i zaczęliśmy rozmawiać. Denis siedział i słuchał. Igor mówił, mówił i ciągle mówił...Te wszystkie kłamstwa wyszły na jaw, zdrada i ta chora znajomość, która od początku była taka, jak myślałam. Z detalami odpowiadał na wszystkie zadawane przeze mnie pytania, w każdej sytuacji, kiedy mnie zapalała się czerwona lampka, zawsze miałam rację! Nawet kiedy szłam z nim do łóżka i miałam wrażenie, że czuje na nim zapach innego ciała, nie myliłam się. Opowiedział mi o wszystkim, w kółko przepraszał. Ja siedziałam i słuchałam jak zaklęta. Zapytał mnie czy może w obecności Denisa się z nią spotkać po raz ostatni i uciąć wszystko. Nie zgodziłam się. Denis powiedział, że Igor powinien uszanować moją decyzję. Napisałam do niej smsa. Opisałam tam postawę Igora, to że do wszystkiego się przyznał, a na zakończenie rzuciłam,że jest popsutą małolatą i ma znikać z naszego życia wreszcie i na zawsze. Igor mnie poparł, chciał przytulić, ale się odsunęłam. Poprosił, żebym go nie odtrącała,wiedział, jak bardzo mnie zranił, ale chciał to naprawić. Nie byłam w stanie nic zrobić. W pewnym momencie wydusiłam z siebie zdanie:

- Podziękuj koledze, bo gdyby nie on, to Ciebie już dawno by tu nie było. I wyszłam. Rzuciłam się na łóżko w sypialni i zaczęłam wyć jak wilk do księżyca. Wreszcie to wszystko z siebie wylałam, nie płakałam ukradkiem w łazience, tylko bez żadnych hamulców tym razem. Wszedł, nie próbował mnie uspokajać. Podniósł, mocno przytulił i kazał płakać tyle, ile trzeba. Trwało to kilka, może kilkanaście minut. Uspokoiłam się trochę, zaczęłam głęboko oddychać. Siedziałam i patrzyłam przed siebie tak pusto, bez celu. 



Igor odwiózł Denisa do domu, wrócił, wszedł do sypialni, spojrzał na mnie i zapytał, czy chce, żeby się wyniósł na kilka dni i czy potrzebuję czasu, żeby to wszystko sobie poukładać, Nie potrzebowałam. Znałam prawdę od dawna, czekałam tylko aż się przyzna. Chciałam, żeby został, nie dlatego żeby było sielankowo, ale dlatego,żeby patrzył na to, jaką krzywdę mi wyrządził, żeby widział, że to on sprawił, że z pełnej energii optymistki zrobił ze mnie wiecznie nadąsaną, humorzastą płaczkę. Nie radziłam sobie z niczym. To zawsze on był moim największym oparciem i chciałam, żeby patrzył na to, jak bardzo mnie zawiódł. Jak bardzo zranił, jak skrzywdził kobietę swojego życia, jak to mnie nazywał...Wiecie, co jest mega dziwne. Siedzieliśmy oboje na przeciwko siebie, płakaliśmy, bardzo spokojnym tonem dopierdalałam mu kolejnych zarzutów, aż w końcu po prostu , jak w jakimś amoku rzuciłam się na niego zaczęłam całować i rozbierać...Nie wiem, co we mnie wstąpiło, nigdy nie rozładowywałam takich emocji seksem...nigdy wcześniej...Wiem, że teraz wszyscy pomyślą, że nieźle pierdolnięta jestem, ale uwierzcie mi ani ja ani on nad sobą nie panowaliśmy...I  szczerze mówiąc niewiele pamiętam z tamtego ranka...Igor zasnął, a ja od razu zadzwoniłam do Oliwii i o wszystkim jej opowiedziałam. Wysłuchała i jak nigdy wcześniej, nie krzyczała, nie stawiała do pionu, powiedziała tylko coś w stylu:

- Mam nadzieję, że teraz już będzie dobrze. Niech ta mała dziwka nigdy więcej między Wami nie stanie. I oby on wykorzystał szansę, którą mu dałaś.

Wypłakałam się jej, podziękowałam i postanowiłam, że teraz będzie już tylko lepiej. W południe pojechaliśmy z moim siostrzeńcem na obiad. Poszłam coś zamówić, podbiegł do mnie mój ukochany maluch i zapytał:

- Julka. czemu Igor płacze? Zamurowało mnie. 

Podeszłam do stołu, gdzie mój facet siedział, patrzył w okno i łzy jak grochy spływały mu po policzkach. Poprosiłam, żeby ze względu na dziecko się opanował, przytuliłam, pocałowałam, powiedziałam, że odwieziemy Młodego po obiedzie i posprzątamy resztki brudów. Kiedy zawieźliśmy mojego siostrzeńca do domu, pojechaliśmy na miejscowy zbiornik wodny, usiedliśmy i...oboje zaczęliśmy płakać. Po dłuższej chwili mocno się do siebie przytuliliśmy. Igor zapytał mnie, czy kiedykolwiek mu wybaczę. Odpowiedziałam, że już mu wybaczyłam, bo przecież nadal jestem z nim, nie wyrzuciłam go z domu. Wybaczyłam, ale nie zapomniałam i nie zapomnę. Potrzebowałam czasu. W kółko przepraszał, za to że zrobił mi piekło z ostatnich miesięcy. Zapewniał, że będzie walczył o to, żebym nie pożałowała tego, że dałam mu szansę. Opowiadał o wspólnym domu, dzieciach i o tym, jak bardzo jestem wspaniałą kobietą, jego kobietą. Mówił, jak bardzo bał się tej rozmowy, że bał się bardziej o mnie niż o siebie. Zapytałam o udział kolegów. Odpowiedział tylko, że Denis dużo mu wytłumaczył, opierdolił na swój sposób, wiele dzięki niemu zrozumiał. Poprosił, żebym nie miała również pretensji do Mateusza za to jednorazowe alibi, bo tamten też nie pochwalał jego zachowania i otwarcie mu o tym powiedział. Widziałam w nim skruchę i żal, widziałam w jego oczach strach i niepokój. Widziałam miłość... Uwierzyłam...i chciałam na nowo zaufać.  CDN. PRM :)




wtorek, 19 lipca 2016

Marzec to Dzień Kobiet, Kwiecień - Wielkanoc, zatem połączmy to w całość :)

Na samym początku chciałabym Was wszystkich bardzo przeprosić za tę długą przerwę w pisaniu, ale mam ostatnio nawał pracy. W sumie to dobrze, bo nie mam czasu na myślenie i zastanawianie się co by było gdyby... Nadeszły gorsze dni, wiele fajnych wspomnień daje o sobie znać, raz jest lepiej raz gorzej. Oczywiście w tych gorszych momentach nie jestem z tym wszystkim sama. Dziękuję Dziewczyny strasznie Wam dziękuję Wszystkim i każdej z osobna! Jak zawsze nieoceniona okazuje się Oliwka, która...opierdala mnie na każdym kroku i wylewa tony zimnej wody na głowę! Dziękuję Kochana! Indywidualne "dzięki" wędruje też do mojej Blondyny, bo w tym gorącym dla niej czasie (przygotowania do wesela) znajduje dla mnie czas między wizytą u księdza, a układaniem weselnego menu i po prostu słucha i rozumie. To dla mnie bardzo ważne. To by było słowem wstępu na tyle, a teraz przechodzę do tego, na co czekacie. Opowiem Wam dzisiaj o Dniu Kobiet, Wielkanocy 2015, nowej pracy mojego EX, urodzinach mojego chrześniaka, bo to były takie najważniejsze momenty w tamtym okresie.




Po burzliwym lutym, nadszedł nowy miesiąc. Kojarzony z goździkami i rajstopami, bo przecież Dzień Kobiet, to święto rodem z PRLu. Marzec zaczął się spokojnie. Ale spokój trwał tylko kilka dni... Na samym początku marca Igor miał stłuczkę. I nie byłoby w tym nic szczególnego, gdybym podczas szukania na jego poczcie dokumentów od ubezpieczyciela (sam poprosił,żeby monitorowała tę sprawę i zajęła się wszelkimi dokumentami) natknęłam się na jego maile pisane w lutym, ale już po tym jakże "uczciwym" smsie do młodocianej koleżanki w sprawie kontaktów koleżeńskich...Mozę by mnie to nie zaniepokoiło, gdybym w jednym z elektronicznych listów nie odnalazła zdjęcia...Zdjęcie przedstawiało biust owej koleżanki, ale ubrany w biustonosz, także umówmy się, no przecież nic złego w nim nie było, osz kurwa, jak pomyślę, to aż mnie rzuca! Na biuście wymalowany Napis: IGOR i serduszko...Powiem Wam, że moja mina chyba była wtedy bezcenna, a jeszcze bardziej bezcenna była mina Igora, jak opowiedziałam mu (po skończonym stosunku), co takiego ciekawego wpadło mi w ręce, jak korespondowałam z ubezpieczycielem...Zbladł, mało nie zemdlał, spocił się chyba bardziej niż po 12 godzinach zapierdalania z łopatą i kompletnie nie wiedział, co ma mi powiedzieć. Oczywiście zaczęły się gadki, że może faktycznie miałam rację, że małolata mogła się w nim zakochać i coś sobie ubzdurać... W tym momencie zapytałam go czy już całkiem go pojebało, że wysyła jej swoje NAGIE zdjęcia ze zbliżeniami na męskie detale!!!! i na stojąco i na leżąco...Moje pytanie brzmiało mniej więcej tak:

- A czy Ciebie to już popierdoliło do szpiku kości, żeby wysyłać jej nagie zdjęcia albo te z chujem na ręce????!!!!

- Kicia, ale ale ale...nie wiem czemu to zrobiłem, wtedy się chyba właśnie opamiętałem i napisałem jej tego smsa, że możemy zostać na stopniu koleżeńskim...

Wyszłam z pokoju, usiadłam w kuchni, zapaliłam papierosa. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że koleżanka dała mu drugi telefon, żeby mogli swobodnie sobie dzwonić i pisać i umawiać się na pierdolenie... Przyszedł, ukucnął koło mnie, zaczął przepraszać, przytulać...Popłakałam się, jak to ja...ale uwierzyłam, naiwnie jak zawsze.

Nadszedł dzień kobiet, którego wbrew pozorom też nie obchodziliśmy jakoś specjalnie, ale tym razem było jakoś inaczej. Igor poszedł pograć w piłkę, ja zajęłam się obiadem. Jak zadzwonił, że wraca, obiad był już prawie gotowy. Otworzyłam drzwi i wróciłam do kuchni, a on rzucił torbę do sypialni, zdjął buty i pierwsze kroki pokierował do kuchni,, a nie jak zwykle do łazienki. Podszedł do mnie, objął mnie od tyłu, rękę wyciągnął przede mnie i trzymał w niej śliczną czerwoną różę. Mocno się wtulił, powiedział "Wszystkiego Najlepszego Kochanie, Jesteś Kobietą Mojego Życia." Łzy stanęły mi w oczach. Pierwszy raz kupił mi kwiatka i choć była to jedna róża to dla mnie w tamtym momencie zastąpiła największe i najpiękniejsze bukiety, jakie dotychczas widziałam tylko w filmach. Kurcze naprawdę się ucieszyłam. Naprawdę myślałam, że to z miłości i szczerego serducha, a nie tylko po to, żeby uśpić moją czujność i zagłuszyć swoje wyrzuty sumienia. Cieszyłam się jak wariatka, zrobiłam zdjęcie, wrzuciłam na fejsa, bo naprawdę byłam dumna i mega szczęśliwa.Nie przeszkadzało mi, że śmierdział okropnie po tym graniu, że był mokry od potu, to nie było ważne. Przytuliłam się do niego mocno, jak nigdy wcześniej, zobaczył moje łzy, uśmiechnął się tak bardzo ciepło, otarł je i pocałował mnie w czoło. Poszedł się kąpać i resztę dnia spędziliśmy niezwykle miło i romantycznie..film, winko, seks...Jeśli chodzi o marzec to w sumie nic nadzwyczajnego się w naszym życiu nie działo. Owszem zapalała mi się kilka razy czerwona lampka i w głębi duszy wiedziałam, że pierdoli się pewnie z tą nastolatką po kątach, ale jakoś tak nie do końca dopuszczałam te myśli do siebie.




 Po długim w miarę spokojnym miesiącu, nadszedł kwiecień obfitujący w rodzinne obiadki i tym podobne bajery. Zaczęło się od spotkania z długo niewidzianym znajomymi, propozycją nowej pracy dla Igora i Wielkanocą. Było fajnie, rodzinnie, jak to w święta. Ale tylko pierwszego dnia. Drugi dzień świąt, czyli lany poniedziałek, owszem obfitował w lanie, ale nie było to lanie wodą...lały się moje łzy i to strumieniami. Mieliśmy jechać do mojej siostry na obiad, jednak Igor od samego rana miał wysoką gorączkę, dlatego postanowiliśmy, że ja pojadę z rodzicami na obiad i szybko wrócę do domu z obiadem dla niego. Szykowałam się, malowałam, prostowałam włosy. wybierałam ubranie itd. W pewnym momencie odezwał się mój telefon. Dostałam SMS. Treść powaliła mnie na kolana, brzmiało mniej więcej tak: Ale Ty naiwna jesteś. Twój ukochany nadal Cię tak bardzo kocha? Jakoś jak mnie ruchał i jęczał z rozkoszy, to chyba o Tobie nie myślał."...JA PIERDOLE - pomyślałam. Co to kurwa ma być?! Chwilę potem Igor dostał jakieś bzdurne życzenia świąteczne, podpisane imieniem i z numeru dogłębnie znanej koleżanki. Rozpłakałam się, ale nic mu nie powiedziałam, zamknęłam się w łazience, ryczałam jak głupia! Ogarnęłam się po dłuższej chwili i pojechałam z rodzicami do siostry. Nie mogłam tam wysiedzieć, ciągle w głowie miałam tego pierdolonego smsa. Kurwa te słowa dzwoniły mi w głowie, jak jakaś mantra, jak przekleństwo...W końcu poprosiłam rodziców, żeby odwieźli mnie do domu, bo Igor chory, bo pewnie głodny itd. Wróciłam. Igor spał. Cały rozpalony, miał chyba ze 40 stopni...Obudziłam go, podałam obiad, zjadł. Usiadłam obok niego, zapytał, co mnie gryzie, bo widzi,że coś jest nie tak, ledwie mówił, był naprawdę chory. Ja się rozpłakałam, strasznie rozpłakałam...wyjęłam telefon i pokazałam mu tego smsa. Przeczytał i powiedział tylko: "Zapierdolę ją kurwa! Co ona sobie ujebała w tej głowie?!" Mocno mnie przytulił i poprosił, żeby położyła się obok niego i uspokoiła. Głaskał mnie po głowie i nawet nie zorientowałam się, w którym momencie zasnęłam. Przespaliśmy chyba 2-3 godziny. Później pojechałam do mieszkania jego Babci po miód i czosnek, bo to najlepiej stawiało go na nogi. 





Druga połowa kwietnia była dla mnie milsza niż pierwsza. Igor miał nową pracę, mieliśmy jeszcze kilka rodzinnych imprez, zmieniłam fryzurę za sprawą Oliwii i jej siostry - fantastycznej fryzjerki, byłam standardowo na Kinie Kobiet i naprawdę między nami też było fajnie. Jakoś inaczej, inaczej na co dzień, inaczej w łóżku, wszystko było inaczej i jakby lepiej...Ale wiecie w moim przypadku była to cisza przed WIELKĄ burzą...na dziś tyle. CDN. PRM :)




środa, 6 lipca 2016

Walentynki i inne pierdoły...

No dobra...Nadszedł dzień, którego wyczekuje przynajmniej 50% kobiet będących w związkach. Tu po raz kolejny Was zaskoczę. Ja niestety jestem w mniejszości. Walentynki to dla mnie dzień jak każdy inny. Nigdy nie lubiłam tego dnia chodzić do kina czy restauracji, bo nie lubię tej sztucznej walentynkowej atmosfery...Wychodzę z założenia, że każdego dnia powinniśmy okazywać sobie uczucia i w jakiś sposób dopieszczać swoje związki. W tym akurat względzie ja, Oliwia, Igor i Piotrek byliśmy zgodni. Nasze walentynkowe wyjście do kina było czystym przypadkiem. Po kinie chcieliśmy jeszcze gdzieś pójść, a z uwagi na to, że nasi panowie w Walentynki mieli poranną zmianę, nie mogliśmy wyskoczyć sobie gdzieś dzień wcześniej, ażeby uniknąć tych dzikich zakochanych tłumów, stąd kino i seans, którego za cholerę nie mogłyśmy odpuścić, wypadł nam 14 lutego 2015...



 Od rana miałam wyśmienity humor i kompletnie na bok odrzuciłam myśli o zdradzie. Żyłam tym dniem, tym wieczorem, spotkaniem z najbliższymi przyjaciółmi. Wiedziałam, że ten wieczór musi należeć do udanych! Szykowałam się chyba ze 2 godziny, długo jak nigdy...Nawet usłyszałam kilka komplementów od Igora, to było miłe, cała byłam w skowronkach... Zatem oboje zwarci i gotowi wyszliśmy z domu i udaliśmy się do Oliwii i Piotrka. Mieli iść z nami jeszcze ich znajomi, ale to w tym momencie nie jest na tyle ważne, żeby się o tym rozpisywać. Już pierwszy tekst, który mnie rozpierdolił, ale oczywiście wtedy był dla mnie śmieszny i mnie rozbawił, a może powinien zażenować, brzmiał mnie więcej tak:

Igor: Kurwa! Kicia, ale ze mnie idiota...Nie wziąłem karty z domu, chciałem Ci kupić jakiegoś kwiatka, żeby sprawić Ci przyjemność, no ale nie wziąłem tej jebanej karty...
Ja: (śmiech) Nic nie szkodzi. Kupisz innym razem, wszystko jest jak być powinno.

Gówno było jak być powinno! Ale przecież nie wymagałam, nie oczekiwałam gwiazdki z nieba (choć paradoksalnie kiedyś dostałam, ale o tym innym razem), dlatego nie zrobiłam problemu z braku kwiatka. Aczkolwiek na pewno gdybym go dostała, to już w ogóle byłabym w siódmym niebie.





U Oliwii i Piotrka wywiązała się rozmowa o tym, co będziemy robić po kinie. My kobiety chciałyśmy pójść potańczyć, Panowie chętnie by się napili, dlatego trzeba było znaleźć kompromis. Padały różne propozycje, ale na imprezę, to nie bardzo chcieli iść.Tu nie, tam też nie, tu za dużo ludzi, tam śmierdzi, jeszcze gdzieś indziej patologia... I w tym miejscu wywiązuje się krótka, ale treściwa gadka:

Oliwia: No kurwa! Ja pierdole, już kończą mi się pomysły, więc najprościej - może PROTECTOR?!
Igor: Oszalałaś?! Tam same małolaty, chujowo bardzo...
Oliwia: Jakoś jak pierdolisz małolaty, to nie narzekasz...
Ja: (prawie udławiłam się napojem i udusiłam dymem tytoniowym, ale chciałam delikatnie oczyścić atmosferę) Słuchajcie Panowie nie odpierdalajcie geriatrii i raz w roku pozwólcie nam postawić na swoim.

Chwilę po tym zostało ustalone, że po kinie bierzemy ze sobą wódkę, Panowie jak mają ochotę, to napiją się w aucie, a my w tym czasie się pobawimy na potańcówie, jak się potem okazało w... GRABICY...
W kinie było całkiem spoko, film zajebisty, bardzo nam się podobał. Tutaj też warto wspomnieć całkiem dobrą anegdotkę. Lecą napisy końcowe, dziki tłum na sali, krótka wymiana zdań między Oliwią a Piotrem w dość głośnym tonie:

Oliwia: Kurwa no zajebiście mi się podobał...
Piotr: No już kurwa nie przesadzaj, przecież masz tak w domu...

W tym momencie połowa sali patrzy w naszą stronę, a ja zastanawiam się, czy kobiety rzucą się na Piotra jako potencjalnego Greya czy może Oliwia pociągnie temat dalej...Na szczęście temat się urwał, zaczęliśmy się śmiać i powoli udaliśmy się do wyjścia. Po objechaniu wszystkich możliwych miejsc rozrywki w naszym rodzinnym mieście, nadmienię również,że byliśmy w 6 osób, więc Oliwia podróżowała w bagażniku, postanowiliśmy jednak udać się do Grabicy... Oczywiście na miejscu okazało się, że nie jest to moja wymarzona impreza, dlatego wróciłam do Panów do auta. Posiedzieliśmy może pół godziny i dziewczyny również zrezygnowały, jeszcze Igor zaczął marudzić,że jest głodny, dlatego postanowiliśmy, że wspólne Walentynki kończą się w tym miejscu i każda z par udaje się do swoich domów i organizują się we własnym zakresie. Nie będę szczegółowo opowiadać o tym, jak dla mnie i Igora rozwinęła się ta noc, ale powiem Wam tylko, że stanął na wysokości zadania, z resztą ja też. Nie wiem, co sprawiło, że seks zaczął smakować inaczej, że oddawałam mu się bez reszty, był delikatny i czuły, a jednocześnie potrafił dać mi takiego klapsa, że wyginałam się jak dzieci na gimnastyce korekcyjnej w trakcie ćwiczenia KOCI GRZBIET. Kurwa, miałam w sobie tyle chęci i energii, że sama się zaskakiwałam. Może trochę dlatego, że chciałam go czymś zaskoczyć, chciałam, żeby nasza sypialnia odżyła, żeby znowu było gorąco, żeby zobaczył i zrozumiał, co może stracić. Początkowo wydawało mi się, że rozumiał...Dlaczego? Ano dlatego, że dwa dni później przesłał mi smsa, którego wysłał do swojej koleżanki-kochanki, brzmiało to mniej więcej tak:

"Słuchaj chyba musimy przestać się kontaktować albo ten kontakt ograniczyć, bo wymyka się to spod kontroli i zaczyna robić się dziwnie. Mam kobietę, którą kocham i z którą mieszkam i nie chce jej stracić."

Łzy stanęły mi w oczach. Pomyślałam wtedy, że zrozumiał, że naprawdę to koniec moich kłopotów. Byłam pewna, że naprawdę mu na mnie zależy. Nawet nie wiecie, jak bardzo się myliłam. Oczywiście prawda wyszła na jaw kilka miesięcy później i o tym szczegółowo opowiem innym razem, ale zdradzę Wam jedynie, że cała akcja z smsem była ustawiona, bo koleżanka fantastycznie zapewniła mu drugi telefon, z którego mógł bez obaw dzwonić i pisać do niej...Ale to tylko przedsmak tego co działo się od 12 lutego do 20 czerwca...Uwierzcie mi, że czystym przypadkiem dowiedziałam się, że ten kontakt trwa i od 10 czy 11 marca byłam wyczulona na wszystko, kontrolowałam większość jego zachowań i łapałam na kolejnych kłamstwach...On się wściekał, bo tracił kontrolę nad sytuacją, a ja ładowałam się w coraz większe bagno mojego ówczesnego związku i wszystkich okoliczności mu towarzyszących. To wszystko zdarzyło się grubo ponad rok temu, a ja pamiętam te dni, te sytuacje, te słowa, te kłamstwa, nasze każde zbliżenie, każdą łzę te moją ale jego też, każdą rozmowę w kuchni, każdą awanturę o tę dziewuchę (Igor twierdził, że mam jazdy na jej punkcie, kiedy wyszło na jaw,że jednak mają kontakt to zapewniał, że ma WYŁĄCZNIE CZYSTY I KOLEŻEŃSKI charakter) Wiecie, że do prawie końca czerwca utrzymywał, że nigdy nie doszło między nimi do zbliżenia fizycznego?!  Na dziś wystarczy. CDN. Pozdrawiam. PRM :)





PS. A tak na marginesie, to w lutym Igor stracił pracę. Zamknęli miejscowy oddział firmy, w której pracował i cały zespół został bez pracy. Także kłopoty się mnożyły...

poniedziałek, 4 lipca 2016

Dla mnie luty, dla Ciebie...DUPY

Słuchajcie, to, co dzisiaj napiszę, wcale nie było i nie jest dla mnie łatwe. Luty był przełomowym miesiącem w moim związku, mimo iż zaczął się niewinnie. Do tej pory, jak o tym myślę, to zaczynam płakać i zastanawiam się, co go skłoniło do kroku, który zrobił. Patrząc na to z drugiej strony, jestem kobietą i nigdy bym drugiej kobiecie tego nie zrobiła. Ale może zacznę od samego początku.

7 lutego 2015 roku wpadli do nas znajomi. Chłopaki oglądali mecz, była też moja przyjaciółka ze swoim facetem. Wieczór zapowiadał się miło i tak też było. Oczywiście do czasu. Igor jak nigdy wypił sporo alkoholu. W pewnym momencie jeden z chłopaków, była tu o nim już mowa, ten którego wszyscy nazywali Pacha, ze względu na to, że był na bakier z higieną, wyszedł od nas, bo jak to stwierdził, musiał z kimś porozmawiać przez telefon. Dość długo go nie było. Zatem Igor i jeden z chłopaków wyszli po niego. Nie podobało mi się to, że też zaginęli w akcji, bo nie pochwalałam nigdy wyjścia z imprez, żeby sobie przez telefon popierdolić. Wydawało mi się to niegrzeczne wobec całej reszty gości, która była u nas obecna. W pewnej chwili już dość mocna wkurwiona wyszłam po całą trójkę. Zastałam Igora rozmawiającego przez telefon z koleżanką Pachy. Kazałam wracać do domu, chłopaki weszli ze mną, natomiast Igor świetnie się bawił, koleżanka fantastycznie wciągnęła go w rozmowę. Byłam zła. I coś mówiło mi, że to źle się skończy. W końcu Igor wszedł do domu, zakręcił się po pokoju i był już tak pijany, że kazałam mu iść spać. Następnie dość dosadnie powiedziałam do kolegi Pachy, żeby trzymał koleżankę z daleka od mojego faceta. Kolega się oburzył, ale wytłumaczyłam już grzecznie, że po prostu nie chcę kłopotów, usłyszałam wtedy, że on z nią porozmawia i że wszystko będzie ok. Następnego dnia mieliśmy sporo problemów z bezpiecznikami i to właśnie Pacha pomagał nam to ogarniać, a w zasadzie mnie, bo Igor był niezwykle zajęty poznawaniem przez smsy nowej koleżanki. Próbowałam mu tłumaczyć, żeby n ie robił niczego głupiego jeśli o nią chodzi, bo przecież, to obiekt westchnień jego kumpla, a takich rzeczy najbliższym się nie robi. Oczywiście zostałam "uspokojona", że on tylko rozmawia z nią po koleżeńsku. Jednak w głębi duszy coś mówiło mi, że jest inaczej. Kolejny dzień i znowu smsy i długie rozmowy telefoniczne w pracy z nową koleżanką. Bolało. Dawało do myślenia. Ale przecież ciągle słyszałam:

- Kicia! Nie rób problemu tu, gdzie go nie ma!



Postanowiłam się spokojnie temu przyglądać.Pomyślałam sobie, że zrobię mojemu ukochanemu przyjemność i własnoręcznie zrobię mu ruskie pierogi. Uwielbiał je. Powiedziałam, że na obiad będzie niespodzianka i że na pewno będzie zadowolony. 4 godziny lepiłam te cholerne pierogi, starałam się, jak najlepiej umiałam, żeby mu smakowały, żeby sprawić mu przyjemność. Kiedy wrócił z pracy, oczom nie wierzył. Cieszył się jak małe dziecko, wciągał jednego po drugim. Smakowały mu, a ja oczywiście się wzruszyłam, że udało mi się zrobić najlepsze pierogi, jakie kiedykolwiek jadł. Gdybym wiedziała, co stanie się następnego dnia, to gówno bym zrobiła, anie pierogi. Nic byś na obiad nie dostał i wysłałabym Cię do diabła albo do nowej koleżanki. Kurwa, jak o tym pomyślę, to aż mi się rzygać chce. Po kolei. Następnego dnia Igor po powrocie z pracy zjadł obiad i powiedział, że musi zawieźć kolegę z pracy do domu, mieszkał sporo za Bełchatowem. Ćpał. Nie podobało mi się to, ale skoro już się umówił, no to przecież nie zabronię. Postanowiłam, że poproszę go, żeby podwiózł mnie do Oliwii. Zgodził się, Wiedziałam, że kolega to tylko pretekst, że jedzie do niej. Ale nie spodziewałam się, że z niej takie ziółko... Poszłam do Oliwii, w międzyczasie zadzwoniłam do Pachy z pytaniem, co jego sympatia robi, on odpowiedział mi, że podobno ma gości i się nie odzywa, nie odbiera telefonów ani nie odpisuje na smsy, wtedy już byłam pewna. Miałam jednak nadzieję, że może siedzą i gadają i tylko tyle...Ona miała ledwie co skończone 17 lat, nie pomyślałabym, że da mu dupy na pierwszym spotkaniu, wiedziała, że kogoś ma, że z kimś mieszka!!! Siedziałam u Oliwii, płakałam, próbowałam się do niego dodzwonić, zaczęłam się martwić. Oliwia nawet w pewnym momencie chciała jechać do tej wsi oddalonej o jakieś 40 km od naszego miasta i tam go znaleźć. Ja nie chciałam i dzisiaj strasznie tego żałuję. Może gdybyśmy wtedy pojechały, zrobiły tam rozpierdol, to teraz wszystko wyglądałoby inaczej. Ale do ostatniego momentu nie dopuszczałam do siebie myśli, że on mógł to zrobić i że ta małolata da mu dupy...Wtedy Oliwia przypomniała mi, że zasadniczo, jak suka nie da to pies nie weźmie. Nie miałam z nim kontaktu ponad 4 godziny, martwiłam się o niego, była zima, było ślisko, pogoda tamtego dnia do dupy...Ja odchodziłam od zmysłów, a on sobie ruchał w najlepsze i w dupie mnie miał...W końcu postanowiłam napisać do niej smsa, bo wiedziałam, że była ostatnią osobą, z którą się kontaktował. Napisałam. Bardzo grzecznie:
Cześć. Jestem dziewczyną Igora, Od kilku godzin nie mam z nim kontaktu i strasznie się martwię, a wiem, że byłaś ostatnią osobą, z którą się kontaktował, więc może wiesz co się z nim dzieje? Julka.
Odpowiedź przyszła po jakiś 15 minutach, mniej więcej w czasie, kiedy Oliwia dodzwoniła się do Igora. Brzmiało to mniej więcej tak:
Nie wiem co się z nim dzieje i nie obchodzi mnie to. Ja nie siedzę mu w gaciach.

Zgłupiałam. Przecież ja do niej grzecznie i spokojnie, a ona na mnie z mordą. Kurcze, przez myśl przeszło od razu: Traktuje mnie jak rywalkę?! Nie chciałam się w tamtym momencie nad tym zastanawiać, bo widziałam i słyszałam, jak Oliwia rozmawia z Igorem. Dała mi słuchawkę, ja zaczęłam strasznie płakać i mówić o tym jak bardzo się martwiłam...Wtedy usłyszałam:

- Kicia! Skarbie! Nie płacz, nic mi nie jest, jestem cały i zdrowy i już do Ciebie jadę! Zatrzymała nas policja, trzepali nam auto i w ogóle trzymali nas tyle czasu! Kochanie, wszystko w porządku, zaraz będę, zaraz Cie przytulę, tylko już nie płacz! Zaraz po Ciebie będę...Bardzo Cię kocham!



Zaczęłam się wahać. Zaczęłam brać jego wersję pod uwagę, powiedziałam nawet do Oliwii, że może faktycznie to prawda. Ale chyba ani ja ani ona nie wierzyłyśmy w te brednie. Zadzwoniłam do jego nowej koleżanki, żeby parę słów jej powiedzieć, ona oczywiście, że między nimi to tylko koleżeństwo, że on absolutnie nie w jej typie i takie tam pierdolamenty. Przyjechał. Oczywiście nie od tej strony, od której powinien. Nawet powiedziałam do Oliwii, że przyjedzie z przeciwnej niż powinien strony i będzie się tłumaczył, że z tego wszystkiego się zagapił...i faktycznie tak było. Dokładnie słowo w słowo jak powiedziałam. Po szybach w aucie aż lała się woda, takie orgie sobie tam urządzał...Dotarło do mnie, co się stało, dotarło do mnie co zrobił, ale nie miałam dowodów...Zaczęłam strasznie płakać, a on nadal myślał, że ja wierzę w te jego bajeczki o policji, przytulał mnie i powtarzał, że już wszystko w porządku, że mam się nie denerwować...Oliwia chwilę z nami postała, pogadała, podziękowałam jej za to, że była ze mną tego wieczoru i się pożegnałyśmy. Wracaliśmy do domu w milczeniu, on tylko trzymał mnie za rękę i powtarzał w kółko, że mnie kocha, że już jest przy mnie i jestem z nim bezpieczna...Kurwa mać, wiecie, jak się czułam?! On naprawdę myślał, że ja mu uwierzyłam, że płacze, bo schodzą ze  mnie emocje...Wiedział, że tak odreagowuje stres. Ale tym razem nie chodziło o stres. Chodziło o to,że mój facet bzyknął jakąś małolatę! Ja idiotka lepię mu pierożki i dogadzam, a on w tym czasie ustalał sobie szczegóły tego fantastycznego sex-spotkania... prosto z mostu umawiał się z tą małolatą na bzykanie. A ona?! Ja pierdole...no w głowie mi się nie mieści, znać gościa kilka dni, nawet nie było tygodnia, i dać mu dupy tak bez mrugnięcia okiem?! Nie zważając na to, że kogoś ma?! Kurcze, wtedy zastanawiałam, jak taka młoda dziewczyna może podchodzić do takich spraw tak lekko, tak przedmiotowo, niestety kolejne miesiące pokazały mi, że to nie jednorazowy numerek w aucie w zimowej scenerii...Nigdy nie dowiem się, co  by było gdybym ich nakryła na gorącym uczynku, bo może wtedy byłoby to jednorazowe, a może już wtedy byśmy się rozstali, ale szczerze mówiąc, po prostu bałam się, bałam się zobaczyć całej tej sytuacji...





Do końca nie chciałam wierzyć, że on jest do tego zdolny, tłumaczyłam sobie, że to małolata, że na pewno nie wpierdoli mi się w związek...ależ byłam głupia...Kłamał mi prosto w oczy, powtarzał, jak bardzo mnie kocha, jak bardzo chciał odebrać telefon, ale policjant mu nie pozwalał...Kurwa jak on mógł?! Dlaczego mi to zrobił?! Dlaczego tak bardzo mnie zranił...Wtedy postanowiłam sobie, że zdobędę dowody, że mu si się do wszystkiego przyznać, że musi mi to wyjaśnić...Dzisiaj żałuję, że nie pojechałam tam z Oliwią, żałuję, że nie strzeliłam go w pysk, jak tylko wrócił i nie wykrzyczałam, że wszystko wiem! Może byłoby inaczej...Tego już się nie dowiem...Za to Wy dowiecie się, jak dalej wyglądał luty, Walentynki i cała reszta...były obietnice, był zajebisty seks, były przełomowe momenty, ale co z tego, jak przeplatały się z kłamstwami i oszustwami... W kuchni kucharka, w sypialni dziwka i kochanka... Dawałam z siebie wiele. Więcej niż powinnam. I wtedy właśnie nadszedł 13 lutego...Igor wyszedł z chłopakami. Nie było go do późnej nocy, wrócił nad ranem już 14 lutego. Dużo pisaliśmy tamtej nocy. Zapewniał mnie,że nigdy by z nową koleżanką do niczego nie doszło, że jest wobec mnie w porządku, że kocha mnie najbardziej na świecie...Że ona za młoda...Że NIGDY W ŻYCIU BY MI TEGO NIE ZROBIŁ...Pisał też z nią, jak się okazało kilka miesięcy później pisała mu, jak to mu będzie z nią dobrze, jak będą się pieprzyć, jak będzie go zaspokajać, z detalami pisała o pozycjach, o bieliźnie,o tym, że będzie go uszczęśliwiać, że ich ciała nie raz wpadną jeszcze w zachwyt, że nie może patrzeć na to, w jakim on strasznym związku tkwi i o tym jaka to ja jestem głupia i naiwna...Jak zapytałam go po co z nią pisze, to powiedział, że próbuje jej wytłumaczyć, że mogą być tylko w koleżeńskich relacjach i że trzyma ją na dystans...Kurwa, a tak naprawdę podkręcał ją tylko do tego, żeby pisała mu coraz bardziej bezwstydne smsy, chore pornograficzne historyjki i czytali je z kolegami...oni dla beki, a on - sama  nie wiem po co...wrócił do domu nad ranem, obudziłam się, mocno mnie przytulił, zaczął całować, widział, że zaczynam płakać...Trzymał moją głowę w swoich rękach, prosił, żebym nie płakała, zapewniał o swojej wierności, ciągle mówił, że kocha mnie najbardziej na świecie...uległam...kochałam się z nim wtedy długo, dużo dłużej niż zwykle...i bardzo intensywnie...jak nigdy, jakby to miał być nasz ostatni raz...tak zaczęliśmy Walentynki....CDN
Pozdrawiam. PRM :)

niedziela, 3 lipca 2016

Styczeń - cisza przed burzą...

Na samym początku chciałabym bardzo bardzo przeprosić moich czytelników za tak długą przerwę. Teraz emocje związane z Euro opadły raczej ostatecznie, dlatego spokojnie mogę zabrać się za pisanie. Opowiem Wam dzisiaj co takiego ciekawego działo się w styczniu, jak spędziłam swoje 26 urodziny i o kilku innych epizodach z tamtego czasu.

Styczeń rozpoczął się wraz z Nowym Rokiem, na samym początku roku czekały nas w sensie mnie i Igora imprezy rodzinne, urodziny mojego Taty i ukochanego siostrzeńca. Obie odbyły się w miłej i ciepłej atmosferze, rodzina przepadała za Igorem, dzieciaki go uwielbiały. Ja wreszcie poczułam jakąś stabilizację i coraz pewniej czułam się w swojej roli. Wiecie wbrew pozorom nie należę do kobiet, które zmuszają do ślubu, czy niby przypadkiem non stop mówią o pierścionku zaręczynowym... Dlatego tym bardziej zdziwiłam się, jak pewnego wieczoru, po zjedzeniu wspólnej kolacji, usłyszałam milion komplementów, a następnie padło pytanie:

- Kicia, a co z naszym ślubem i weselem? No chyba powoli trzeba coś organizować? Weź kartkę, zrobimy listę gości i się zorientujemy co i jak.

Mój szok był na tyle duży, że nie bardzo wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Wzięłam zatem mój ulubiony notes i długopis i zasiedliśmy do sporządzania listy gości. Wyszło coś koło 140 osób. Śmialiśmy się, słuchaliśmy demo różnych zespołów, kucharkę i salę już raczej mieliśmy wybraną. Ja musiałam zastanowić się nad świadkową, bo u Igora wybór był oczywisty. Byłby nim jego młodszy brat - Tomek. Kiedyś Wam o nim opowiem. Warto! Przy tym całym planowaniu nie mieliśmy nawet większej różnicy zdań - doszliśmy do wniosku, że to raczej formalność, ale impreza musi być przednia. Wiem, o czym pewnie myślicie. Co z datą. Mianowicie Igor zaproponował,żeby to był sierpień 2016, tak w prezencie na dziesiątą rocznicę bycia razem. Już nie mogłam się doczekać! W głowie miałam sukienkę, buty, fryzurę i całą resztę dodatków. Cieszyłam się jak dziecko i nawet nie myślałam o pierścionku zaręczynowym czy czymkolwiek z tym związanym. Nie było to dla mnie ważne. Najważniejsze było to, że cała propozycja związana ze ślubem i weselem wyszła od niego, że to on chciał, bo miałam wtedy pewność, że jest na to gotowy. Oczywiście następnego dnia spotkałam się z Oliwią i o wszystkim jej opowiedziałam. Cieszyła się, ale nie byłaby sobą gdyby nie padło zdanie:

- No kurwa nareszcie! - powiedziała to poważnie, odpaliła papierosa i zaproponowała - Julka za miesiąc premiera Greya, idziemy?

Po chwili zastanowienia zarezerwowałyśmy bilety dla nas i naszych Panów na Walentynki. Tak na Walentynki. Ani my ani Oliwia i Piotrek ( szanowny Pan mąż oraz fantastyczny człowiek tak w ogóle, nad wyraz spokojny, ale o nim też kiedyś więcej) nie są zwolennikami tego typu świąt, no ale niestety zbieg różnych okoliczności nie pozwolił na rezerwację w innym terminie. Niesamowicie podniecone, siedziałyśmy przed kompem, oglądałyśmy trailery długo wyczekiwanego filmu i cieszyłyśmy się, że udało nam się kupić bilety. O dziwo na miesiąc przed premierą wcale nie było łatwo. Najważniejsze, że się udało, śmiałyśmy się, że się odchamimy, zasmakujemy kultury, a później każda z nas będzie miała swojego własnego Greya w domu! Panowie nie mieli dużego wyboru, musieli się zgodzić. Odliczałam dni do tego wyjścia. Igor nie bardzo rozumiał fenomen Greya, ale ja byłam w trakcie czytania książki, więc opowiadałam mu o tym, co się dzieje. Najbardziej lubił, jak mówiłam o pikantnych szczegółach, czerwieniłam się pewnie jak Ana Steele, ale nie nie, nie myślcie sobie, że on przejmował inicjatywę jak Christian Grey! Nie Nie! Zawsze mówił, że lubi dominującą kobietę, więc musiałam wziąć na siebie podwójne obowiązki. Aczkolwiek polubiłam wydawanie mu poleceń, polubiłam gadżety i generalnie  świat seksu trochę bardziej się dla mnie otworzył. Zrobiłam się spontaniczna, taka, jaką zawsze chciał, jeśli o sprawy łóżkowe chodzi. Widziałam dziką satysfakcję w jego oczach, przestałam się siebie wstydzić, kompleksy znikały, a zrzucenie ciuszków czy inne elementy gry wstępnej nie były już dla mnie trudne, nie czułam się głupio tańcząc przed nim czy wypinając goły tyłek przy ściąganiu bielizny. Widziałam jak bardzo to lubił, jaką sprawia mu to satysfakcję, nigdy się ze mnie nie śmiał, nie dał mi jeszcze wtedy powodu, żebym się zamknęła, dlatego otwierałam się przed nim coraz bardziej. Osz kurwa, jak ten złamas mógł się tak bardzo zabawić moim kosztem. Ty skończony idioto, burza, którą zgotowałeś mi później, zablokowała mnie na tyle,że pewne rzeczy i sprawy nigdy już nie były takie same. Ale potrzymam Was jeszcze trochę w niepewności i o tym opowiem następnym razem...



Styczeń to również dla mnie ważny miesiąc, bo mam wtedy urodziny, Czekałam na ten dzień. Zaprosiłam najbliższą rodzinę, nie planowałam wielkiej imprezy. Dzień wcześniej mieliśmy posprzątać. Pech chciał, że musiałam poradzić sobie ze wszystkim sama. Dlaczego? Ano dlatego, że mój Luby oddając się siatkówce, rozwalił sobie kostkę, spuchła mu chyba siedmiokrotnie i ledwie chodził. W zasadzie cały dzień spędziłby w łóżku, ale wielkodusznie postanowił zaszczycić moich gości swoją obecnością i nie dać dupy po raz kolejny, w miłej atmosferze spędziliśmy kilka godzin. Ostatni wychodzili moi rodzice, którzy zapytali o jakieś plany związane z remontem, poprosili,żebyśmy się wstrzymali, bo chcieliby nam finansowo w tym pomóc, pierwszy raz wspomnieli wtedy o problemach zdrowotnych Taty i oczywiście kazali nam jeszcze tego dnia jechać na SOR z nogą Igora. Chcieli jechać z nami, ale postanowiłam,że poproszę o to kolegę, o nim też jeszcze nie raz usłyszycie, ale dajmy mu na imię...najchętniej nazwałabym go Judaszem, ale to zbyt patetyczne, dobra niech będzie Czesław. Bo z niego taki prawdziwy Czesław. Sierota ostatnia, ale dwulicowa na potęgę! W każdym razie. Urodzinowy wieczór spędziliśmy w szpitalu, Igor dostał wolne w pracy, skierowanie do ortopedy i leki. Ostatnie dni stycznia spędziliśmy zatem wspólnie w domu, było miło, ciepło i stabilnie. Ale też namiętnie, spontanicznie i nawet zapominał, że noga go boli, jak miał się ze mną bzykać. No bywa. Pewnie zastanawiacie się i ciekawość Was zżera, co takiego dostałam od niego na urodziny. Już wyobrażacie sobie,że pewnie piękny bukiet kwiatów albo coś biżuterii, a może jakieś fajne perfumy czy seksowną bieliznę, którą tak bardzo lubił. Otóż wyprowadzę Was z błędu. Tak dla jasności. W ciągu 10 lat: kwiaty dostałam raz lub dwa, perfumy jakieś 3 razy, biżuterię 2 razy, a bielizny nigdy. To taki bilansik. Wtedy też nie dostałam prezentu, ale oczywiście jak to ja, nie było to dla mnie ważne. Ważne było kupienie jakiś maści czy żeli na kostkę dla niego, podanie mu czego tylko chciał do łóżka, żeby nogi nie nadwyrężał, i dogadzanie, bo przecież jest chory w jakiś sposób i trzeba mu uprzyjemnić czas i urozmaicić. Dlatego biegałam po sklepach, gotowałam ulubione jedzonko, dostarczałam słodycze, które pochłaniał w ogromnych ilościach i oczywiście zabawiałam i byłam niesamowicie miła dla kolegów, którzy wpadali w czasie jego wolnego. Powiem szczerze, że to był dobry czas mimo wszystko, doceniam wewnętrzny spokój, jaki wtedy w sobie miałam. Później moja cierpliwość i wielka miłość do niego została wystawiona na próbę, w zasadzie to ten złamas wystawił ją na próbę, bo mu się ruchać małolaty zachciało na boku... ale o tym już w następnym wpisie.

Z perspektywy czasu oceniam styczeń mimo wszystko pozytywnie na tle tego co działo się później. Ale o tym i całym wielkim życiowym rozpierdolu dowiecie się w kolejnych wpisach. Pozdrawiam. PRM :)