Słuchajcie, to, co dzisiaj napiszę, wcale nie było i nie jest dla mnie łatwe. Luty był przełomowym miesiącem w moim związku, mimo iż zaczął się niewinnie. Do tej pory, jak o tym myślę, to zaczynam płakać i zastanawiam się, co go skłoniło do kroku, który zrobił. Patrząc na to z drugiej strony, jestem kobietą i nigdy bym drugiej kobiecie tego nie zrobiła. Ale może zacznę od samego początku.
7 lutego 2015 roku wpadli do nas znajomi. Chłopaki oglądali mecz, była też moja przyjaciółka ze swoim facetem. Wieczór zapowiadał się miło i tak też było. Oczywiście do czasu. Igor jak nigdy wypił sporo alkoholu. W pewnym momencie jeden z chłopaków, była tu o nim już mowa, ten którego wszyscy nazywali Pacha, ze względu na to, że był na bakier z higieną, wyszedł od nas, bo jak to stwierdził, musiał z kimś porozmawiać przez telefon. Dość długo go nie było. Zatem Igor i jeden z chłopaków wyszli po niego. Nie podobało mi się to, że też zaginęli w akcji, bo nie pochwalałam nigdy wyjścia z imprez, żeby sobie przez telefon popierdolić. Wydawało mi się to niegrzeczne wobec całej reszty gości, która była u nas obecna. W pewnej chwili już dość mocna wkurwiona wyszłam po całą trójkę. Zastałam Igora rozmawiającego przez telefon z koleżanką Pachy. Kazałam wracać do domu, chłopaki weszli ze mną, natomiast Igor świetnie się bawił, koleżanka fantastycznie wciągnęła go w rozmowę. Byłam zła. I coś mówiło mi, że to źle się skończy. W końcu Igor wszedł do domu, zakręcił się po pokoju i był już tak pijany, że kazałam mu iść spać. Następnie dość dosadnie powiedziałam do kolegi Pachy, żeby trzymał koleżankę z daleka od mojego faceta. Kolega się oburzył, ale wytłumaczyłam już grzecznie, że po prostu nie chcę kłopotów, usłyszałam wtedy, że on z nią porozmawia i że wszystko będzie ok. Następnego dnia mieliśmy sporo problemów z bezpiecznikami i to właśnie Pacha pomagał nam to ogarniać, a w zasadzie mnie, bo Igor był niezwykle zajęty poznawaniem przez smsy nowej koleżanki. Próbowałam mu tłumaczyć, żeby n ie robił niczego głupiego jeśli o nią chodzi, bo przecież, to obiekt westchnień jego kumpla, a takich rzeczy najbliższym się nie robi. Oczywiście zostałam "uspokojona", że on tylko rozmawia z nią po koleżeńsku. Jednak w głębi duszy coś mówiło mi, że jest inaczej. Kolejny dzień i znowu smsy i długie rozmowy telefoniczne w pracy z nową koleżanką. Bolało. Dawało do myślenia. Ale przecież ciągle słyszałam:
- Kicia! Nie rób problemu tu, gdzie go nie ma!
Postanowiłam się spokojnie temu przyglądać.Pomyślałam sobie, że zrobię mojemu ukochanemu przyjemność i własnoręcznie zrobię mu ruskie pierogi. Uwielbiał je. Powiedziałam, że na obiad będzie niespodzianka i że na pewno będzie zadowolony. 4 godziny lepiłam te cholerne pierogi, starałam się, jak najlepiej umiałam, żeby mu smakowały, żeby sprawić mu przyjemność. Kiedy wrócił z pracy, oczom nie wierzył. Cieszył się jak małe dziecko, wciągał jednego po drugim. Smakowały mu, a ja oczywiście się wzruszyłam, że udało mi się zrobić najlepsze pierogi, jakie kiedykolwiek jadł. Gdybym wiedziała, co stanie się następnego dnia, to gówno bym zrobiła, anie pierogi. Nic byś na obiad nie dostał i wysłałabym Cię do diabła albo do nowej koleżanki. Kurwa, jak o tym pomyślę, to aż mi się rzygać chce. Po kolei. Następnego dnia Igor po powrocie z pracy zjadł obiad i powiedział, że musi zawieźć kolegę z pracy do domu, mieszkał sporo za Bełchatowem. Ćpał. Nie podobało mi się to, ale skoro już się umówił, no to przecież nie zabronię. Postanowiłam, że poproszę go, żeby podwiózł mnie do Oliwii. Zgodził się, Wiedziałam, że kolega to tylko pretekst, że jedzie do niej. Ale nie spodziewałam się, że z niej takie ziółko... Poszłam do Oliwii, w międzyczasie zadzwoniłam do Pachy z pytaniem, co jego sympatia robi, on odpowiedział mi, że podobno ma gości i się nie odzywa, nie odbiera telefonów ani nie odpisuje na smsy, wtedy już byłam pewna. Miałam jednak nadzieję, że może siedzą i gadają i tylko tyle...Ona miała ledwie co skończone 17 lat, nie pomyślałabym, że da mu dupy na pierwszym spotkaniu, wiedziała, że kogoś ma, że z kimś mieszka!!! Siedziałam u Oliwii, płakałam, próbowałam się do niego dodzwonić, zaczęłam się martwić. Oliwia nawet w pewnym momencie chciała jechać do tej wsi oddalonej o jakieś 40 km od naszego miasta i tam go znaleźć. Ja nie chciałam i dzisiaj strasznie tego żałuję. Może gdybyśmy wtedy pojechały, zrobiły tam rozpierdol, to teraz wszystko wyglądałoby inaczej. Ale do ostatniego momentu nie dopuszczałam do siebie myśli, że on mógł to zrobić i że ta małolata da mu dupy...Wtedy Oliwia przypomniała mi, że zasadniczo, jak suka nie da to pies nie weźmie. Nie miałam z nim kontaktu ponad 4 godziny, martwiłam się o niego, była zima, było ślisko, pogoda tamtego dnia do dupy...Ja odchodziłam od zmysłów, a on sobie ruchał w najlepsze i w dupie mnie miał...W końcu postanowiłam napisać do niej smsa, bo wiedziałam, że była ostatnią osobą, z którą się kontaktował. Napisałam. Bardzo grzecznie:
Cześć. Jestem dziewczyną Igora, Od kilku godzin nie mam z nim kontaktu i strasznie się martwię, a wiem, że byłaś ostatnią osobą, z którą się kontaktował, więc może wiesz co się z nim dzieje? Julka.
Odpowiedź przyszła po jakiś 15 minutach, mniej więcej w czasie, kiedy Oliwia dodzwoniła się do Igora. Brzmiało to mniej więcej tak:
Nie wiem co się z nim dzieje i nie obchodzi mnie to. Ja nie siedzę mu w gaciach.
Zgłupiałam. Przecież ja do niej grzecznie i spokojnie, a ona na mnie z mordą. Kurcze, przez myśl przeszło od razu: Traktuje mnie jak rywalkę?! Nie chciałam się w tamtym momencie nad tym zastanawiać, bo widziałam i słyszałam, jak Oliwia rozmawia z Igorem. Dała mi słuchawkę, ja zaczęłam strasznie płakać i mówić o tym jak bardzo się martwiłam...Wtedy usłyszałam:
- Kicia! Skarbie! Nie płacz, nic mi nie jest, jestem cały i zdrowy i już do Ciebie jadę! Zatrzymała nas policja, trzepali nam auto i w ogóle trzymali nas tyle czasu! Kochanie, wszystko w porządku, zaraz będę, zaraz Cie przytulę, tylko już nie płacz! Zaraz po Ciebie będę...Bardzo Cię kocham!
Zaczęłam się wahać. Zaczęłam brać jego wersję pod uwagę, powiedziałam nawet do Oliwii, że może faktycznie to prawda. Ale chyba ani ja ani ona nie wierzyłyśmy w te brednie. Zadzwoniłam do jego nowej koleżanki, żeby parę słów jej powiedzieć, ona oczywiście, że między nimi to tylko koleżeństwo, że on absolutnie nie w jej typie i takie tam pierdolamenty. Przyjechał. Oczywiście nie od tej strony, od której powinien. Nawet powiedziałam do Oliwii, że przyjedzie z przeciwnej niż powinien strony i będzie się tłumaczył, że z tego wszystkiego się zagapił...i faktycznie tak było. Dokładnie słowo w słowo jak powiedziałam. Po szybach w aucie aż lała się woda, takie orgie sobie tam urządzał...Dotarło do mnie, co się stało, dotarło do mnie co zrobił, ale nie miałam dowodów...Zaczęłam strasznie płakać, a on nadal myślał, że ja wierzę w te jego bajeczki o policji, przytulał mnie i powtarzał, że już wszystko w porządku, że mam się nie denerwować...Oliwia chwilę z nami postała, pogadała, podziękowałam jej za to, że była ze mną tego wieczoru i się pożegnałyśmy. Wracaliśmy do domu w milczeniu, on tylko trzymał mnie za rękę i powtarzał w kółko, że mnie kocha, że już jest przy mnie i jestem z nim bezpieczna...Kurwa mać, wiecie, jak się czułam?! On naprawdę myślał, że ja mu uwierzyłam, że płacze, bo schodzą ze mnie emocje...Wiedział, że tak odreagowuje stres. Ale tym razem nie chodziło o stres. Chodziło o to,że mój facet bzyknął jakąś małolatę! Ja idiotka lepię mu pierożki i dogadzam, a on w tym czasie ustalał sobie szczegóły tego fantastycznego sex-spotkania... prosto z mostu umawiał się z tą małolatą na bzykanie. A ona?! Ja pierdole...no w głowie mi się nie mieści, znać gościa kilka dni, nawet nie było tygodnia, i dać mu dupy tak bez mrugnięcia okiem?! Nie zważając na to, że kogoś ma?! Kurcze, wtedy zastanawiałam, jak taka młoda dziewczyna może podchodzić do takich spraw tak lekko, tak przedmiotowo, niestety kolejne miesiące pokazały mi, że to nie jednorazowy numerek w aucie w zimowej scenerii...Nigdy nie dowiem się, co by było gdybym ich nakryła na gorącym uczynku, bo może wtedy byłoby to jednorazowe, a może już wtedy byśmy się rozstali, ale szczerze mówiąc, po prostu bałam się, bałam się zobaczyć całej tej sytuacji...
Do końca nie chciałam wierzyć, że on jest do tego zdolny, tłumaczyłam sobie, że to małolata, że na pewno nie wpierdoli mi się w związek...ależ byłam głupia...Kłamał mi prosto w oczy, powtarzał, jak bardzo mnie kocha, jak bardzo chciał odebrać telefon, ale policjant mu nie pozwalał...Kurwa jak on mógł?! Dlaczego mi to zrobił?! Dlaczego tak bardzo mnie zranił...Wtedy postanowiłam sobie, że zdobędę dowody, że mu si się do wszystkiego przyznać, że musi mi to wyjaśnić...Dzisiaj żałuję, że nie pojechałam tam z Oliwią, żałuję, że nie strzeliłam go w pysk, jak tylko wrócił i nie wykrzyczałam, że wszystko wiem! Może byłoby inaczej...Tego już się nie dowiem...Za to Wy dowiecie się, jak dalej wyglądał luty, Walentynki i cała reszta...były obietnice, był zajebisty seks, były przełomowe momenty, ale co z tego, jak przeplatały się z kłamstwami i oszustwami... W kuchni kucharka, w sypialni dziwka i kochanka... Dawałam z siebie wiele. Więcej niż powinnam. I wtedy właśnie nadszedł 13 lutego...Igor wyszedł z chłopakami. Nie było go do późnej nocy, wrócił nad ranem już 14 lutego. Dużo pisaliśmy tamtej nocy. Zapewniał mnie,że nigdy by z nową koleżanką do niczego nie doszło, że jest wobec mnie w porządku, że kocha mnie najbardziej na świecie...Że ona za młoda...Że NIGDY W ŻYCIU BY MI TEGO NIE ZROBIŁ...Pisał też z nią, jak się okazało kilka miesięcy później pisała mu, jak to mu będzie z nią dobrze, jak będą się pieprzyć, jak będzie go zaspokajać, z detalami pisała o pozycjach, o bieliźnie,o tym, że będzie go uszczęśliwiać, że ich ciała nie raz wpadną jeszcze w zachwyt, że nie może patrzeć na to, w jakim on strasznym związku tkwi i o tym jaka to ja jestem głupia i naiwna...Jak zapytałam go po co z nią pisze, to powiedział, że próbuje jej wytłumaczyć, że mogą być tylko w koleżeńskich relacjach i że trzyma ją na dystans...Kurwa, a tak naprawdę podkręcał ją tylko do tego, żeby pisała mu coraz bardziej bezwstydne smsy, chore pornograficzne historyjki i czytali je z kolegami...oni dla beki, a on - sama nie wiem po co...wrócił do domu nad ranem, obudziłam się, mocno mnie przytulił, zaczął całować, widział, że zaczynam płakać...Trzymał moją głowę w swoich rękach, prosił, żebym nie płakała, zapewniał o swojej wierności, ciągle mówił, że kocha mnie najbardziej na świecie...uległam...kochałam się z nim wtedy długo, dużo dłużej niż zwykle...i bardzo intensywnie...jak nigdy, jakby to miał być nasz ostatni raz...tak zaczęliśmy Walentynki....CDN
Pozdrawiam. PRM :)